Biegli w stronę miejsca, w którym przechowywana była broń. Joseph czuł
narastające zmęczenie jednak świadomość, że nieumarli są tuż za nimi
natychmiast pobudzała go do dalszej ucieczki. Nagle jednak zatrzymał się
sięgając po swoją katanę po czym rozglądając się na boki próbował nieco
bardziej zorientować się w całej tej sytuacji. - Co ty robisz?! Posrało
cię?! Jest ich zbyt wielu! - poczuł dłoń Ethan’a na swoim ramieniu, a
odwracając się w jego stronę ujrzał też jego rozzłoszczoną twarz. Mocno
chwycił go za nadgarstek po czym oboje znów zaczęli biec. Chwilę później
wbiegli do piwnicy, w której znajdowało się niemałe składowisko
różnorodnej broni. Ethan pospiesznie chował naboje do małej torby,
podczas gdy Joseph z zainteresowaniem rozglądał się po pomieszczeniu.
- Lepiej trzymać w piwnicy broń niż małe kotki, huh? - powiedział do siebie.
- Ciebie to naprawdę bawi? - usłyszał za sobą zirytowany głos starszego. Joseph spuścił głowę w dół, ostatnie kilka dni było dla niego nadzwyczaj męczące przez co ten moment spokoju, który mógł zyskać dzięki Ethan’owi, jak szybko się pojawił tak szybko przepadł. Nie powiedział już nic więcej. Kłótnie były zbędne, a przypuszczał, że jego towarzysz także pragnął chwili wytchnienia od chaosu jaki ogarnął świat. Poza tym Joseph nie miał za wiele do gadania. Jasnowłosy nawet nie znał terenu, w którym właśnie przebywał, a kilkukrotnie obejście nastu budynków niewiele mu pomogło.
Niedługo później z powrotem wyszli na górę nerwowo rozglądając się wokół siebie. W końcu nie byli pewni jak wiele terenu zdołali dla siebie zagarnąć nieumarli. - Co ze strażnikami? - zapytał nagle Joseph ściskając w dłoni skórzaną rękojeść swojej broni.
- Jak to co? Polegli. - odpowiedział spokojnie, jednak nietrudno było wyczuć nienawiść w głosie Ethan’a - W porządku, najpierw musimy dowiedzieć się jak wygląda sytuacja, w tym celu rozdzielimy się. - ‘rozdzielimy się’ było ostatnim stwierdzeniem jakie Joseph chciał usłyszeć. Niestety nie zdążył wyrazić nawet słowa protestu, ponieważ starszy natychmiast kontynuował - Sprawdzimy boczne bramy, ja pójdę na lewo, a ty na prawo. - po tych słowach natychmiast udał się w wybranym kierunku, a Joseph’owi nie zostało nic innego jak zrobić to samo. Obszar wydawał się być czysty. Przynajmniej na początku jego drogi. Dopiero po chwili dojrzał w oddali ocalałego strażnika, w którego stronę zbliżała się niewielka gromada zombie, a on sam desperacko próbował przeładować swoją broń. Chłopak natychmiast zaczął biec w jego stronę, jednak jego pogoń zakończyła się już po kilku sekundach, gdy poczuł silne ukłucie w lewym obojczyku. Nagle jego ciało ogarnął nieprzyjemny chłód, a jasne ubrania pokryła krew.
Ah, tak.
Pułapki.
Wysoki budynek, obok którego właśnie podążał, otoczony został wysokim, ostro zakończonym płotem, który niemałą poprzeczkę stawiał również po swoich bokach. Kolce znajdowały się także po jego poziomej stronie, a Joseph nie spodziewając się czegoś takiego, po prostu biegł przed siebie wśród spowijającego się mroku wpadając na ostatni z nich. Czym prędzej złapał się za swoje ramię nie wiedząc jak powinien zatamować krwawienie w tamtym miejscu jego ciała. Już zdążył wyobrazić sobie stado podążające za nim, gdy tylko zdążą wyczuć zapach krwi. Nerwowo rozglądając się wokół siebie, jego wzrok napotkał drobną, drewnianą budowlę przypominającą stodołę. Czym prędzej udał się do wnętrza, gdzie barykadując drzwi, skrył się w rogu ogromnego pomieszczenia powoli się wykrwawiając.
I tak naprawdę nie był pewien, co było dla niego gorsze - to, że przez jego nieuwagę nieumarli urządzili sobie obiad z niewinnego człowieka, czy to, że właśnie zabija go specjalnie stworzona pułapka na zombie.
- Lepiej trzymać w piwnicy broń niż małe kotki, huh? - powiedział do siebie.
- Ciebie to naprawdę bawi? - usłyszał za sobą zirytowany głos starszego. Joseph spuścił głowę w dół, ostatnie kilka dni było dla niego nadzwyczaj męczące przez co ten moment spokoju, który mógł zyskać dzięki Ethan’owi, jak szybko się pojawił tak szybko przepadł. Nie powiedział już nic więcej. Kłótnie były zbędne, a przypuszczał, że jego towarzysz także pragnął chwili wytchnienia od chaosu jaki ogarnął świat. Poza tym Joseph nie miał za wiele do gadania. Jasnowłosy nawet nie znał terenu, w którym właśnie przebywał, a kilkukrotnie obejście nastu budynków niewiele mu pomogło.
Niedługo później z powrotem wyszli na górę nerwowo rozglądając się wokół siebie. W końcu nie byli pewni jak wiele terenu zdołali dla siebie zagarnąć nieumarli. - Co ze strażnikami? - zapytał nagle Joseph ściskając w dłoni skórzaną rękojeść swojej broni.
- Jak to co? Polegli. - odpowiedział spokojnie, jednak nietrudno było wyczuć nienawiść w głosie Ethan’a - W porządku, najpierw musimy dowiedzieć się jak wygląda sytuacja, w tym celu rozdzielimy się. - ‘rozdzielimy się’ było ostatnim stwierdzeniem jakie Joseph chciał usłyszeć. Niestety nie zdążył wyrazić nawet słowa protestu, ponieważ starszy natychmiast kontynuował - Sprawdzimy boczne bramy, ja pójdę na lewo, a ty na prawo. - po tych słowach natychmiast udał się w wybranym kierunku, a Joseph’owi nie zostało nic innego jak zrobić to samo. Obszar wydawał się być czysty. Przynajmniej na początku jego drogi. Dopiero po chwili dojrzał w oddali ocalałego strażnika, w którego stronę zbliżała się niewielka gromada zombie, a on sam desperacko próbował przeładować swoją broń. Chłopak natychmiast zaczął biec w jego stronę, jednak jego pogoń zakończyła się już po kilku sekundach, gdy poczuł silne ukłucie w lewym obojczyku. Nagle jego ciało ogarnął nieprzyjemny chłód, a jasne ubrania pokryła krew.
Ah, tak.
Pułapki.
Wysoki budynek, obok którego właśnie podążał, otoczony został wysokim, ostro zakończonym płotem, który niemałą poprzeczkę stawiał również po swoich bokach. Kolce znajdowały się także po jego poziomej stronie, a Joseph nie spodziewając się czegoś takiego, po prostu biegł przed siebie wśród spowijającego się mroku wpadając na ostatni z nich. Czym prędzej złapał się za swoje ramię nie wiedząc jak powinien zatamować krwawienie w tamtym miejscu jego ciała. Już zdążył wyobrazić sobie stado podążające za nim, gdy tylko zdążą wyczuć zapach krwi. Nerwowo rozglądając się wokół siebie, jego wzrok napotkał drobną, drewnianą budowlę przypominającą stodołę. Czym prędzej udał się do wnętrza, gdzie barykadując drzwi, skrył się w rogu ogromnego pomieszczenia powoli się wykrwawiając.
I tak naprawdę nie był pewien, co było dla niego gorsze - to, że przez jego nieuwagę nieumarli urządzili sobie obiad z niewinnego człowieka, czy to, że właśnie zabija go specjalnie stworzona pułapka na zombie.
< Ethan? >