28 sierpnia 2017

Od Joseph'a CD Ethan'a

Biegli w stronę miejsca, w którym przechowywana była broń. Joseph czuł narastające zmęczenie jednak świadomość, że nieumarli są tuż za nimi natychmiast pobudzała go do dalszej ucieczki. Nagle jednak zatrzymał się sięgając po swoją katanę po czym rozglądając się na boki próbował nieco bardziej zorientować się w całej tej sytuacji. - Co ty robisz?! Posrało cię?! Jest ich zbyt wielu! - poczuł dłoń Ethan’a na swoim ramieniu, a odwracając się w jego stronę ujrzał też jego rozzłoszczoną twarz. Mocno chwycił go za nadgarstek po czym oboje znów zaczęli biec. Chwilę później wbiegli do piwnicy, w której znajdowało się niemałe składowisko różnorodnej broni. Ethan pospiesznie chował naboje do małej torby, podczas gdy Joseph z zainteresowaniem rozglądał się po pomieszczeniu.
- Lepiej trzymać w piwnicy broń niż małe kotki, huh? - powiedział do siebie.
- Ciebie to naprawdę bawi? - usłyszał za sobą zirytowany głos starszego. Joseph spuścił głowę w dół, ostatnie kilka dni było dla niego nadzwyczaj męczące przez co ten moment spokoju, który mógł zyskać dzięki Ethan’owi, jak szybko się pojawił tak szybko przepadł. Nie powiedział już nic więcej. Kłótnie były zbędne, a przypuszczał, że jego towarzysz także pragnął chwili wytchnienia od chaosu jaki ogarnął świat. Poza tym Joseph nie miał za wiele do gadania. Jasnowłosy nawet nie znał terenu, w którym właśnie przebywał, a kilkukrotnie obejście nastu budynków niewiele mu pomogło.
Niedługo później z powrotem wyszli na górę nerwowo rozglądając się wokół siebie. W końcu nie byli pewni jak wiele terenu zdołali dla siebie zagarnąć nieumarli. - Co ze strażnikami? - zapytał nagle Joseph ściskając w dłoni skórzaną rękojeść swojej broni.
- Jak to co? Polegli. - odpowiedział spokojnie, jednak nietrudno było wyczuć nienawiść w głosie Ethan’a - W porządku, najpierw musimy dowiedzieć się jak wygląda sytuacja, w tym celu rozdzielimy się. - ‘rozdzielimy się’ było ostatnim stwierdzeniem jakie Joseph chciał usłyszeć. Niestety nie zdążył wyrazić nawet słowa protestu, ponieważ starszy natychmiast kontynuował - Sprawdzimy boczne bramy, ja pójdę na lewo, a ty na prawo. - po tych słowach natychmiast udał się w wybranym kierunku, a Joseph’owi nie zostało nic innego jak zrobić to samo. Obszar wydawał się być czysty. Przynajmniej na początku jego drogi. Dopiero po chwili dojrzał w oddali ocalałego strażnika, w którego stronę zbliżała się niewielka gromada zombie, a on sam desperacko próbował przeładować swoją broń. Chłopak natychmiast zaczął biec w jego stronę, jednak jego pogoń zakończyła się już po kilku sekundach, gdy poczuł silne ukłucie w lewym obojczyku. Nagle jego ciało ogarnął nieprzyjemny chłód, a jasne ubrania pokryła krew.
Ah, tak.
Pułapki.
Wysoki budynek, obok którego właśnie podążał, otoczony został wysokim, ostro zakończonym płotem, który niemałą poprzeczkę stawiał również po swoich bokach. Kolce znajdowały się także po jego poziomej stronie, a Joseph nie spodziewając się czegoś takiego, po prostu biegł przed siebie wśród spowijającego się mroku wpadając na ostatni z nich. Czym prędzej złapał się za swoje ramię nie wiedząc jak powinien zatamować krwawienie w tamtym miejscu jego ciała. Już zdążył wyobrazić sobie stado podążające za nim, gdy tylko zdążą wyczuć zapach krwi. Nerwowo rozglądając się wokół siebie, jego wzrok napotkał drobną, drewnianą budowlę przypominającą stodołę. Czym prędzej udał się do wnętrza, gdzie barykadując drzwi, skrył się w rogu ogromnego pomieszczenia powoli się wykrwawiając.
I tak naprawdę nie był pewien, co było dla niego gorsze - to, że przez jego nieuwagę nieumarli urządzili sobie obiad z niewinnego człowieka, czy to, że właśnie zabija go specjalnie stworzona pułapka na zombie.

< Ethan? >

Bow chicka honk honk~

Z okazji 10k wyświetleń mam dla was sporo informacji! Zacznijmy od tego, że pojawiły się dwie nowe strony, Gangi oraz NPC. Już na samym początku tworzenia bloga chciałam wstawić NPC, ale jakoś nie potrafiłam ich stworzyć. Teraz gdy poświęciłam trochę więcej czasu udało mi się coś wyskrobać i dokończyć to co zaczęłam. Nie będę się rozpisywać, zapraszam do zajrzenia do obydwu zakładek. A teraz czas na kilka ogólnych informacji:
Niestety Hana otrzymuje drugie upomnienie. Bardzo proszę o kontakt.
Nie będę obecna przez 3 dni *lub 2*, dlatego też blog zostanie zawieszony na okres mojego wyjazdu. Możecie spokojnie wysyłać opowiadania, zostaną one wstawione po moim powrocie.
Z bloga odchodzi Eizō z powodu braku czasu. Obyś wrócił jak najszybciej w nasze szeregi. Adios, amigo.
Event
Pora na kolejny event, tym razem na większą skalę. Otóż wszystkie drużyny zostają uwięzione na tym samym dworcu kolejowym, otoczeni przez tą samą liczbę wrogów i zdani na tych samych ludzi.  Dlaczego po prostu nie wybijemy wrogów? To nie takie proste. Po pierwsze, amunicji jest bardzo mało, została już wcześniej trochę wykorzystana; po drugie, to samobójstwo, nie otacza nas tylko jeden rodzaj, a kilka; po trzecie aby wszyscy wyszli z tego cało potrzebny jest plan ucieczki i to jest wasze zadanie. Wymyślcie jak wydostać się z dworca bez żadnych strat! 

Regulamin eventu

  • Opowiadania piszecie grupowo. Nie można ich wpleść w aktualne posty.
  • Każde musi mieć więcej lub równo 300 słów.
  • Postacie nie są Bogami! Jak już wspomniałam w opisie eventu, nie ma opcji pokonania wszystkich Zombie!
  • Gdy wysyłacie opowiadanie zatytułujcie je "Od ... 'Dworzec '", w miejsce kropek oczywiście imię postaci, a w miejsce pika swoje dodatkowe słowo. Przykład: ‘Dworzec końca’. Na końcu napiszcie kto ma dokończyć, tytuł opowiadania się nie zmienia.
  • Event będzie trwać od miesiąca do dwóch.
  • Udział może wziąć każdy.
  • Nie jest obowiązkowe.
  • Aby uniknąć nieporozumień opowiadania można pisać z jedną osobą lub kilkoma, wiecie o co chodzi ^^’
  • Opisujcie swoje strategie i potem wspólnie wybierzcie najlepszą.


Wygląd dworca
Zapewne zauważyliście, że nie ma nigdzie mowy o nagrodzie. Za samo napisanie nic nie otrzymujesz. Opowiadania na koniec zostaną poddane głosowaniu, najlepsze otrzyma 2 pochwały dla osoby, która zaczęła oraz po 1 dla tych, którzy wzięli udział. Za pewne nie satysfakcjonuje was taka nagroda, ale cóż, ja chcę tylko dobrze się bawić czytając wasze pomysły :) Jednak jeżeli chcecie coś lepszego mogę coś wykombinować z howrse, nie mam za dużo CR, ale większość jest dosyć wartościowa.
Jeżeli macie jakiś pytania zachęcam do zostawienia komentarza, wysłania wiadomości na poczcie lub czacie.

Konkurs
Kiedyś tam na czacie wspomniałam, że chciałabym zrobić konkurs i oto jest. Polega on na wykonaniu czegoś powiązanego z apokalipsą. Pistolet, zombie, scena walki, świat i wszystko inne co wam wpadnie do głowy. Styl jest dowolny, możecie coś skleić z obrazków, narysować na kartce bądź w programie graficznym, tworzyć z modeliny, origami, cokolwiek. Podobnie jak event, na koniec wszystkie prace zostaną poddane głosowaniu, najlepsza otrzyma 2 pochwały lub coś z howrse *jeżeli będzie chcieć*. Zasady są proste:

  • Jedna praca na osobę.
  • Nie musisz być utalentowaną osobą, każdy może wziąć udział.
  • Konkurs będzie trwać 2 tygodnie, 28.08 – 11.09.
  • Jeżeli tworzycie coś co wymaga zrobienia zdjęcia, proszę aby było dobrej jakości.
  • Prace proszę wysyłać na moją pocztę Cat Soup 
Zapraszam do brania udziału w obydwu wydarzeniach :)

Od Conor'a CD Gabriell'a

Zmierzyłem chłopaka wzrokiem. Że niby ktoś taki, chce co zrobić coś takiego? Albo jest głupi, albo na tyle odważny, lub co gorsze - oba. Conorku, nie oceniaj tak pochopnie. Od teraz może być tylko zabawniej.
- Wiesz w ogóle jak się do tego zabrać? - powiedziałem powstrzymując śmiech.
- A co, chcesz się przekonać? - zrobił krok do przodu, ton jego głosu wydawał się wręcz śmiertelnie poważny.
- Takie zabawy to może nie przy wszystkich, co?
- Boisz się, że się popłaczesz? - zrobił wymuszoną smutną minę.- Spokojnie, postaram się żeby bolało jak cholera.
- Miałem raczej na myśli to, że pewnie nie będziesz wiedział co zrobić jak już zobaczysz moje przyrodzenie.
- Jest aż tak mały? - znowu ta 'smutna' mina. - A może w ogóle nic tam nie masz?
- Powtórzę, takie zabawy to na pewno nie przy innych - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Dobra, dobra. A czy teraz pan 'macho' da mi wreszcie sobie pójść?
- Zaraz. Zrób unik - dodałem.
- Co?
- Unik - bez dalszych wyjaśnień posłałem prawy sierpowy.
Chłopak uchylił się szybko przed ciosem.
- Poje..
- No, może jeszcze będą z ciebie ludzie - przerwałem mu. - I jeśli łaska to poproś kogoś, żeby pokazał Ci co i jak zanim Evan wybierze za Ciebie, bo było widać, że nie słuchałeś - odwróciłem się i ruszyłem w stronę pozostałych. - A i pamiętaj - zatrzymałem się - mam Cie na oku, więc postaraj się być grzecznym chłopcem. Gabryś - ruszyłem przed siebie.


<Gabryś? ( ͡° ͜ʖ ͡°) >

25 sierpnia 2017

Od Avy CD Conor'a

Odkręciłam i stałam przy murze pijąc czekałam na niego. Gdy wyszedł spojrzałam na niego.
- Czyżbyś zapłacił, jak miło. - podeszłam do niego, położyłam dłoń na jego klatce i tak stałam. Przez dłuższą chwilę tak stałam. Zanim się ruszyłam, poszłam na w inne miejsce. Jest tak pusto, jak nikogo nie było nawet martwych. Miło jest tak, popić. Piłam też trochę, zerkałam na Conor'a pił piwo. Uśmiechnęłam się tylko, złapałam go za rękę i szłam tam gdzie mnie stopy poniosą. Zaplotłam z jego dłonią i przysunęłam się bliżej. - Czemu jesteś taki ciepły? - choć byłam wystawiona lekko to i tak mówiłam jak należy.
- Faceci tak już mają, uważaj. - powiedział, ja nie wiedziałam o co chodzi. Potknęłam się? Zostałam złapana. - Mówiłem uważaj, patrz pod nogi. - wywrócił oczami. Chcę coś zrobić, ale co.
- Conor.
- He?
- Zatańcz ze mną. - pociągnęłam go w miejsce, gdzie grała muzyka, w sumie to ja słyszałam. Conor też ją słyszał, ale nie dane mi było iść dalej. Wzięłam go za rękę i szybko weszłam do budynku, zamknęłam w jednym z nim. Żeby mieć chwile. - Czemu tu jesteśmy? - spytał
- Spójrz przez okno. - powiedziałam i piłam dalej. Zapomniałam, że muzyka gra, aby zwabić umarłych i aby móc do nich strzelać. Tak właściwie to ja tak zrobiłam. Poczekajmy do świtu to wrócimy. Jest materac, butelki wody koc. Wszystko. - Twoja miejscówka? - spytał
- Mam ich kilka w mieście. - siadłam na materacu i poklepałam miejsce obok siebie. - myślałeś kiedyś co będziesz robić, gdyby nie doszło do apokalipsy? Ja pewnie może być wyjechała w ciepłe kraje i może strzelała albo coś innego. - powiedziałam, kiedy usiadł obok mnie.
- Czemu masz zasłonięte jedno oko? - spytał. No właśnie czemu, mam to drugie oko dziwne, takie nieludzkie. Aby nikt nie mógł na nie patrzeć jest straszne. Lepiej jest jak nikt, nie patrzy na nie.
- Czemu, tak jakoś nikt nie chce na nie patrzeć. - oparłam głowę o ramię Conor'a. Napiłam się. On również.
- Pokaż, chce zobaczyć. Miałaś takie od urodzenia? - spytał. Jestem wybrykiem natury, tak takie od urodzenia.
- Po co chcesz na nie patrzeć. Tak od urodzenia. - powiedziałam. Zdjął mi opaskę. Szybko się zerwałam i zasłoniłam oko dłonią. - Co ty robisz, oddaj mi opaskę. - powiedziałam zła. Zabrał mi dłoń i ja trzymał. Zamknęłam oko - Otwórz oko, chce zobaczyć. - uniósł mój podbródek. Otworzyłam, patrzył.
- Mówiłam. Jest inne. Zasłonić je muszę. - powiedziałam.
- Jakie ono piękne. Czerwona źrenica, a białko całe czarne. Czemu masz takie? - przytuliłam go, do siebie.
- Nie wiem czemu. Nieliczni je widzieli. - mocniej go przytuliłam.

Conor?

24 sierpnia 2017

Od Ayako CD Evan'a

Z dwoma plecakami założonymi na ramiona jednym ramiączkiem, oraz siostrą na rękach i łopatą wcale nie był tak wygodnie iść, tym bardziej, że chłopak miał naprawdę szybkie tępo marszu. W dodatku mimo ćwiczeń jakie fundował mi ojciec bardziej przystosowałem się do ucieczek, chowania i wspinania gdzie się da, a nie dźwigania ciężarów czy długiej walki. Do wojska bym się nie nadawał, czego Iso pewnie by ode mnie oczekiwał gdyby nie ta apokalipsa. Im dłużej szliśmy, tym bardziej się męczyłem, jednak nie chciałem pomocy. Po prostu chciałem to zrobić sam, nawet jeżeli wydaje się na to za słaby fizycznie i emocjonalnie. Czułem jak po twarzy powoli zaczyna spływać mi pot.
- Evan… Daleko jeszcze…? – postanowiłem wreszcie zapytać, czując że długo to tak nie wytrzymam, a mdlenie w tych czasach ze zmęczenia to nie najlepszy pomysł.
- Ah, przepraszam. To już za tym murkiem, widzisz te drzewa? – odpowiedział wskazując na korony drzew. Uniosłem lekko głowę aby się im przypatrzeć. Cicho westchnąłem z ulgą wiedząc o tym, że już praktycznie jesteśmy i jak tylko zakopie martwe ciało będę mógł poszukać jakiejś kryjówki, tyle, że teraz samotnie. Po chwili takiego stania w zamyśleniu, ruszyłem w stronę otworu w murze, które pozwalało do niego wejść. Upatrzyłem drzewo z w miarę rozłożystą koroną i położyłem pod nim ciało Mii z zamiarem wykopania dosyć głębokiego dołka. Może nie był to cmentarz i nie był to typowy pogrzeb, ale jakoś nie cieszył mnie fakt, że jej ciało mogły by zjeść te potwory. Z tego co zauważyłem Evan poszedł za mną, jednak nie zwracałem na to większej uwagi. Wziąłem w ręce łopatę i powoli zacząłem wykopywać dół.
- Jeśli masz coś do roboty, to nie musisz mi dotrzymywać towarzystwa. - powiedziałem łagodnie. W głębi duszy cieszyło mnie, że jeszcze nie zostałem sam, jednak nie chciałem zajmować mu czasu, bo zapewne ma coś lepszego do roboty. Chociaż kto tam wie kto i co robi w tych czasach.

< Evan? Pójdziesz sobie czy zostaniesz? >

Od Conor'a CD Avy

Oparłem się ramieniem o ramę huśtawki stojącej naprzeciwko dziewczyny. Za moimi plecami zaczęło wschodzić słońce oświetlając twarz Avy.
- Miło słyszeć -uśmiechnąłem się pod nosem obserwując jednocześnie mój powoli malejąc cień.
- No to co powiesz -powtórzyła pytanie po czym po raz kolejny przechyliła butelkę, która była już pusta.
- Ano to, że już chyba Ci wystarczy - podszedłem i sięgnąłem po butelkę, którą dziewczyna trzymała w dłoni.
- O nie, nie- cofnęła dłoń bardziej do tyłu, tak żebym nie mógł po nią sięgnąć. - To ja będę decydowała kiedy mi wystarczy - bez żadnego ostrzeżenia zeskoczyła z drewnianej konstrukcji, lądując tuż przede mną. - Trzymaj - oparła dno butelki o moją klatkę piersiową, odruchowo ją złapałem zanim ją puściła. - A teraz, chcę więcej -powiedziała stanowczo.
- O tej porze raczej nigdzie więcej nie dostaniesz -podszedłem do śmietnika i wyrzuciłem butelkę, po czym odwróciłem się przodem do dziewczyny.
- Ty już się o to nie martw - podeszła do mnie, chwyciła za dłoń i pociągnęła - Chodź.
- Gdzie?
- Zobaczysz.
Bez większych wyjaśnień dałem się pociągnąć, bo chyba nie mam innego wyboru. 5-7 minut marszu i jesteśmy chyba na miejscu, wnioskując po tym, że Ava się zatrzymała i czegoś najwyraźniej szuka.
- Pomóc w czymś? - odezwałem się w końcu.
- ... Nie. Już mam - wyciągnęła spod kilku kartonów klucz. - Zawsze chowają gdzieś tutaj zapasowy - pomachała kawałkiem metalu przed moim nosem.
Odwróciła się do drzwi, włożyła i przekręciła klucz, a drzwi.. o dziwo otworzyły się.
- Skąd..
- Obserwacja -przerwała mi.
Wszedłem za dziewczyną, dopiero po chwili ogarnąłem, że weszliśmy do baru przez tylne wejście. Sprytnie, ale też nieodpowiedzialnie. Dziewczyna wskoczyła za bar i znowu zaczęła się rozglądać. Ja w tym czasie usiadłem na jednym ze stołków przy barze.
- Mam. Możemy iść - postawiła na blacie butelkę i jakby nic przeskoczyła na drugą stronę.
- Nie uważasz, że to trochę nie w porządku?
- Przecież zapłacę - odpowiedziała szybko. - Ale później -wzięła butelkę.
- Mhm.
Dziewczyna ruszyła w stronę tylnego wyjścia. Gdy tylko straciłem ją z oczu wychyliłem się za bar i złapałem za butelkę piwa. Drugą dłonią sięgnąłem do kieszeni, wyciągnąłem portfel, a z niego gotówkę, którą położyłem na blacie. Po tym ruszyłem do dziewczyny.


<Ava?>

Od Ethan'a CD Conor'a

- Co tu robisz, pół-wrono? - Ozwał się białowłosy zachrypniętym głosem. Już od dłuższej chwili nie miał do kogo otworzyć ust. Chłopak który na niego wpadł odskoczył, odwracając się do niego przodem. Chwila i już za plecami trzymał pistolet. Ręce białowłosego natomiast, nadal spoczywały schowane w kieszeniach skórzanej kurtki.
Ethan objechał przybyłego wzrokiem. Cóż, dawno nie widział nikogo tak wysokiego. Sprawiał wrażenie przerośniętego licealisty, mężczyzna jednak nie był mistrzem w szacowaniu wieku.
- Zwiedzam. - Ciemnowłosy przez chwilę badał sylwetkę Ethana w poszukiwaniu znaku drużyny. -  Psie. - Dodał z uśmiechem satysfakcji, który po chwili zastanowienia zmienił się w niepewne skrzywienie ust. Starszy zaśmiał się, jego mina naprawdę była komiczna.
- To moja działka. Nic tu po tobie chłopcze. - Brunet nie ruszył się ani o milimetr, jedynie przenosząc ciężar ciała na lewą nogę przekrzywił się lekko na bok.
- Zluzuj, przecież nie zrównam wszystkiego z ziemią. - Chłopak wzruszył ramionami. - To i tak ruina, co ci tak szkodzi? - Mruknął, przestępując z nogi na nogę.
- Może i ruina, ale dalej czyiś dom. - Ethan westchnął, zapinając kurtkę pod szyję. -Złóż broń, oprowadzę cię. -Chłopak po chwili wahania schował pistolet. Ethan ruszył przodem, ciężkim i powolnym krokiem wystukując rytm marszu. Co jakiś czas kątem oka sprawdzał, czy chłopak nie chce go przypadkiem poćwiartować. - Conor jestem. -Odezwał się, nagle równając się krokiem ze starszym.
- Miło poznać. - Odmruknął białowłosy, rozproszony w danym momencie głaskaniem wychudzonego kundla, który przewinął mu się pod nogami.
- Nie masz zamiaru mi się przedstawić? - Mężczyzna w odpowiedzi jedynie ogarnął twarz chłopaka litościwym spojrzeniem.
- Większość ludzi widząc to czerwone g*wno zna już moje imię. - Gestem głowy wskazał na przepaskę na swoim ramieniu.- Conor zmarszczył brwi, widocznie niezbyt interesowała go polityka między drużynami. - Mów mi Mistral.
- Powiedz mi kim naprawdę jesteś. - Chłopak naciskał. Ethan nie wiedział czy po prostu gra z nim w jakąś gierkę, czy rzeczywiście go nie zna.
- Zmuś mnie. - W ułamku sekundy mężczyzna zerwał się na równe nogi i ruszył biegiem między budynkami. Umiejętnie wymijał zdezorientowanych miejscowych. Cóż, oni i tak już wiedzieli,że ich lider jest trochę walnięty. Conor robił spore kroki, nie pozostając w tyle zafundował białowłosemu porządny wycisk. W końcu dopadł do jednej ze ścian i wdrapał się po wystających cegłach na dach budynku, cudem unikając chwytu za nogę. Pruł z dachu na dach po deskach które zawsze były tam ułożone. Niektóre odstępy udawało mu się nawet przeskoczyć.
Przebiegł zgrabnie po kolejnej desce. Już stawiał drugą nogę na dachu, gdy nagle w powietrzu rozniósł się trzask. Przez chwilę był świecie przekonany, iż był to wystrzał.
Odwrócił się do tyłu, by zobaczyć jak ciemnowłosy chłopak zwisa w dół, uwieszony na połowie deski na której właśnie stał. Jeden jego krok i mógłby się żegnać z życiem. Przez chwilę przypatrywał się jego nieudolnym próbom wciągnięcia się na górę i kaleczeniu dłoni wystającymi kawałkami drewna. W końcu złapał go pod łokcie, szybkim krokiem wciągając go bezpiecznie na dach, deska roztrzaskała się na ziemię.

 
<Conor? Trochę brakowena :c >

Od Alexandra CD Kano

Robiło się coraz później. Słońce powoli zaczynało znikać za horyzontem. Brakowało mi leków i wody, a do najbliższej apteki zostało mi z pół godziny drogi. Aczkolwiek łapała mnie straszna zadyszka. Serce przyśpieszało i zwalniało, jakby ktoś bez przerwy machał flagami start/stop na torze wyścigowym. Dlatego zmuszony byłem robić postoje co kilka kroków. Musiałem przeczekać gdzieś noc. Nawet gdybym dotarł tam przed zmrokiem, nie miałbym pewności czy kogoś, a raczej czegoś, tam nie spotkam i czy towar wciąż tam jest. Potrzebowałem minimalnej dawki odpoczynku, żeby móc się zregenerować i w razie potrzeby uciekać. Najbliższym miejscem na schronienie okazała się już dawno opuszczona stacja paliw. Dowlokłem swoje zwłoki, bo normalnie funkcjonujące ciało to nie było, pod ladę. Upadłem na ziemię i oparłem głowę o ścianę. Nie sprawdziłem nawet czy jest tam w miarę bezpiecznie. Stwierdziłem, że psy zrobią to za mnie. To był błąd. Coraz trudniej było mi oddychać i nie jestem pewien czy tylko zasnąłem, czy straciłem przytomność.

W nocy intruz wdarł się do budynku bez najmniejszego trudu. Nie rozumiem, też dlaczego wciąż czuje się dobrze. Chociaż dobrze w tym przypadku to słabe określenie. Bardziej jak, wciąż wśród żywych, lecz powolnie konający. Jedyną w miarę racjonalną odpowiedzią na ich zachowanie... Nie istniała. Za to nasuwała mi się pewna teoria, choć gdybym próbował ją komuś opowiedzieć, mój rozmówca by mnie wyśmiał. Posiniała skóra z niedotlenienia oraz dziwne odgłosy wydobywające się z mojego wnętrza mogły zasugerować im, że mamy coś wspólnego. Nie powiem, że byłem zachwycony, ale nawet w takiej sytuacji warto się zaprzyjaźniać. Problem w tym, że wlokły mnie w przeciwną stronę. Oddalałem się od mojego celu. Wędrówka musiała trwać dość długo, bo zdążyłem nabrać też trochę siły. Tereny wydały mi się znajome. Miałem świadomość, że zamieszkuje go jeden z obozów. Wolałem chwytać los w swoje ręce, niż bezkarnie dać się prowadzić, dlatego wrzeszcząc ile sił w płucach i wierzgając starałem zwrócić na siebie uwagę.
W uszach rozbrzmiał okropny huk, a jednego osobnika odrzuciło w bok. Zatrzymaliśmy się. Kolejny strzał. Bezmózgi upadł na ziemie. A za nim następny i następny. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się tak szybkiego odzewu. Sam także podzieliłem ich los upadając na twardy gruz.
- Ugryzły cię? - surowy głos chłopaka został zakłócony przez mój kaszel. Uniosłem głowę i tułów na przednich rękach, podkuliłem kolana i kontynuowałem wypluwanie płuc. Między przerwami starałem się złapać minimalną dawkę tlenu, ale nawet wtedy cichy świst nie ustawał.
Nie widziałem jego twarzy, ale byłem pewien jego zniesmaczenia i dezorientacji. Wyraźnie miał dosyć czekania. Złapał za moje barki, nie odkładając broni ani na chwilę, przewrócił na plecy i docisnął butem do podłoża. Przy okazji strącił mi okulary z nosa, dlatego identyfikacja była dla mnie praktycznie niemożliwa. Z pewnością przybrał tę samą pozę, celując prosto w głowę. Ponowił swoje pytanie nadal nie zdradzając żadnych emocji.
- Nie. - wykrztusiłem, kładąc dłonie na jego stopie. - Chyba nie.
- Czemu mam ci wierzyć? - mruknął pod nosem.
- Wcale nie musisz. - widząc moją próbę podniesienia się, poluźnił nacisk. - Sam sobie poradzę.
Stanąłem na równych nogach i ruszyłem przed siebie, co krok chwiejąc się na boki.

Kano?

Drużyna tarantuli | Alexander Sorel

"The most dangerous person is the one who listens, thinks and observes"
Alexander Sorel | 19 lat | Mężczyzna | Pasztecik

Od Avy CD Ethan'a

- A ty zachowaj się jak gospodarz i sam posprzątaj. Gościom nie wypada mówić co mają robić. - zanim wyszłam powiedziałam "dupek". Po słowach wyszłam trzasnęłam drzwiami. Wyszłam na zewnątrz i poszłam porzucać gdzieś. Poszłam na tyły szkoły, jest blisko piłki. Wzięłam jedna i kopałam do bramki.
Po dwóch godzinach wróciłam do budynku. Pozwiedzać budynek. Sala gimnastyczka, prysznice, baseny dwa jeden jest do połowy pełny. Natomiast drugi jest cały. Widziałam, kartki.
"Można pływać i nie można". Ten mały był do pływania. Zdjęłam koszulkę i spodenki oraz buty i wyskoczyłam do wody. Była zimna, niemal lodowata. Zwolniłam bicie serca, aby nie wpaść w hipotermie. Zanurzyłam się i sobie pływam. Dokładnie nie wiem ile tak pływałam.
Zanurzyłam się, aby poćwiczyć wstrzymanie oddechu. Słyszałam tylko wodę, a tak była cisza. Taka przyjemna. Słyszałam kroki, więc się wynurzyłam. Zaskoczyło mnie to, Ethan. Czego on tu chce? Nie odezwałam się nie specjalnie chciałam z nim rozmawiać.
"Plan - teraz jeszcze trochę w basenie pobędę, potem prysznic suche ubrania. Pójdę się powłóczyć. Może znajdę fajne miejsce skoro to szkoła." moje rozmyślania przerwał głos Ethana.
- Wyjdź, woda jest lodowata będziesz mieć hipotermie. Ava mówię coś. - zignorowałam. Nuciłam sobie. Bawił mnie, ale co go to obchodzi czy coś mi się stanie.
- Woda jest spoko, poza tym zwolniłam bicie serca jakoś nie specjalnie jest mi zimno, więc jeśli masz coś do powiedzenia mów i spadaj. - powiedziałam, złapałam oddech i się Zanurzyłam. Widziałam go przez wodę, wkurzał się. Żeby bardziej się wkurzył, otworzyłam usta delikatnie. Woda we mnie wpłynęła, za dużo. Czemu panikuje? Chciałam się wynurzyć nie mogłam, zamglony obraz jakąś postać się zbliża. Powietrze i ciemność.

"Chciałam, żeby się wkurzył, za dużo wody wpuściłam do płuc, za zimno, próbowałam, ale straciłam czucie panowanie straciłam przytomność. Przytomność? Co się stało, kto mnie wyciągnął? Zostałam wyciągnięta czy może to słońce mnie ogrzewa. Gdy otworzę oczy będę na plaży. Prawda?" Z rozmyśleń wyrwał mnie głos. Wolał moje imię, nagle zrobiło mi się strasznie zimno. Dotykałam dłońmi twardy to nie poduszka to nie materiał. To czyjeś ciało, jest ciepłe bardzo ciepłe. Wtuliłam się leniwie otworzyłam oko, po chwili otworzyłam drugie. Było mi zimno, żeby jakkolwiek, móc się poruszyć. Ledwo co się Wtuliłam w ciepło. Słyszałam głosy, rozmawiali o kimś?
- Ethan mogłeś ja zostawić tam, skoro pyskuje. - powiedział chyba chłopak.
- Jak mogłem, Evan, gdybyś się dowiedział, że ją zostawiłem chyba byś mnie zakopał żywcem. - powiedział Ethan, jego głos? Zaraz to ja go przytulam co?
Ten chłopak westchnął. - To po co teraz ja przytulasz? - mówił poirytowany.
- Gdy ja wyciągnąłem z wody się przykleiła i nie da rady, była lodowata, powoli teraz jest cieplejsza. Poza tym chcę wiedzieć czemu tak się zachowała. - poczułam jakby wbijał mi brodę w głowę. Oh zapomniałam to twarz mam w zagłębieniu jego szyi schowana, a ręce pod jego koszulka. Czemu? Jest gorący.
- Ethan ile masz zamiar tu leżeć z nią. Dobra zresztą twoja decyzja. Przyniosę Ci coś do picia. - wyszedł chyba.
- Czemu jesteś aż tak wkurzająca, odkleić cię nie mogę. Dobrze wiem przystojny jestem, ale ty podłą dziewczyną. Wyglądasz tak niewinnie, ale też tak niegrzecznie, aż brak słów. - powiedział, mówił coś jeszcze, ale zamknęłam oczy.
Gdybyś wiedział, że w ten sposób okazuje szacunek albo, że jesteś dupkiem w ciele przystojniaka... Jak już będzie dobrze. Mam go przeprosić? Nie po prostu będę go omijać. Choć wyjdzie pewnie inaczej.


Ethan? :)

Od Ethan'a CD Avy

Ethan wzdrygnął się, bynajmniej nie z zaskoczenia co z przypływu adrenaliny. W pierwszym odruchu obronnym chciał zrzucić dziewczynę na podłogę, jednak prawdopodobnie wylądowałaby na ziemi ze sporą garścią jego włosów w dłoni.
Zamknął więc jej nadgarstki w uścisku, następnie zacisnął zęby na jej dolnej wardze. Bardzo mocno. Chwilę, gdy zdziwiona wypuściła z dłoni jego włosy wykorzystał by z łomotem wrzucić ją na biurko i przygwoździć do niego jej drobne ciało.
- Co to ma być? Gdzie mi się pchasz z tą swoją śliną?! - Prychnął, wpatrując się w niewielką strugę krwi wypływającą z jej ust. - Wyglądam ci na pluszowego misia, którego możesz dowolnie macać? -  Wbił ostry wzrok w zdezorientowaną twarz dziewczyny, nadal przyciskając ją do biurka.
- Wolisz chłopców? A może nic tam nie masz, co?! - Prychnęła, wyzywająco spoglądając mu w twarz. Ani trochę nie chciała dać za wygraną.
- Bądźmy szczerzy, dz*wki potrafią być bardziej dyskretne niż ty. Co mi po kimś, kogo mogę mieć od tak? - Jego ton zmienił się na niego mniej agesywny, w końcu pozwolił Avie podnieść się do siadu. - Może pójdziesz do nich po lekcję pokory? To bardzo miłe kobiety. -Dodał, oddalając się od niej na kilka kroków. Nie był pewien, czy zaraz nie strzeli jej do głowy by dobyć broni. Szaro włosa otarła krew z twarzy, marszcząc brwi w akcie irytacji. Nagle poderwała się na równe nogi, zawracając w stronę wyjścia.
- Zbierz papiery. - Zagrzmiał Ethan, gdy jej dłoń dotknęła klamki. Ava odwróciła się, widocznie gotowa wydrapać mu oczy. - Zrzuciłaś je, więc zajmij się nimi, zanim wyjdziesz. - Zgrabnie oparł się o biurko, oczekując na jej reakcję.
- Żartujesz sobie ze mnie?!
- Wyglądam, jakbym był w nastroju? - Uniósł jedną brew do góry, krzyżując ręce na piersi. - Jesteś gościem, zachowuj się jak gość.


<Ava?>

23 sierpnia 2017

Od Avy CD Ethan'a

- Skoro grasz nie fer, to też mogę. - powiedziałam, po czym wyjęłam broń i strzeliłam dziewczynie w głowę. W jej oczach widziałam tę iskrę. Iskrę podziękowań i śmierci. - Czyli na tyle, dzięki za fajną grę. To może Ethan mnie oprowadzisz. Skoro sprawa tu jest załatwiona. - spojrzałam na niego to katem oka na tych co szli w moim kierunku, najwyraźniej zepsułam grę. Chcieli coś zrobić, podniosłam pistolet w ich kierunku. - Zbliż się, a zginiesz. Chcesz wiedzieć coś. Ona i tak nie żyłaby. Teraz, choć nie krzyczy więc szybko zginęła. Teraz odejdziecie, bo was trafię. - powiedziałam, po czym się odsunęli.
- Dobra, to idziemy. Ładnie postąpiłaś ukróciłaś jej bólu. Choć tu idziemy dalej. - szłam za nim, lecz się zatrzymałam, gdyż usłyszałam specyficzny dźwięk. Pierwsza myśl zombie. Spojrzałam tam może to nie była horda, lecz tak koło dziesięciu. Spojrzałam za siebie poszedł, po moich bokach pojawili się ci, do których celowałam. Schowałam broń i wyjęłam moje noże. Podeszłam zwaliłam dwójkę z nóg i wbiłam obu noże w oko. Tamci się ruszyli, też używali noży albo też innych narzędzi. Rozwalałam wszystkich po kolei. Noże wytarłam o trupy. Po czym je schowałam. - Spoko nie ma za co. - poszłam do środka, Ethan wyszedł zza mnie jak jakiś cień. Wystraszyłam się.
- Widać, że lubisz ich zabijać. Dobrze, to tu będziesz spać. Teraz będziesz ze mną łazić, mam parę spraw, a twoje umiejętności się przydadzą. - powiedział, a ja poklepałam go po ramieniu, ten się tylko spojrzał, lecz pokazałam mu język. Poszłam do gabinetu. Podeszłam do biurka i siadam na nim. Patrzyłam na Ethan'a, co robi. Ethan to przystojniak no tak jak Evan mnóstwo tu takich. On siedział i coś grzebał w papierach, zerknęłam na to, co robi, położyłam moja dłoń na jego. Jejku zimne ma te dłonie. Gdy jego dłoni dotknęłam i lekko zacisnęłam, żeby zwrócić jego uwagę on nic. Wtedy wpadłam na szalony pomysł. Położyłam jego dłoń, ma moim udzie, dalej nic. Odsunęłam jego papiery i siadam przed nim, jego druga dłoń położyłam na moim drugim udzie. Najwyraźniej się zamyślił, jaki gościu, siedzę przed nim, a on nic. Przysunęłam się i siadam na jego kolanach, spojrzałam na niego po chwili go pocałowałam, wplatając dłoń w jego włosy i lekko szarpiąc. Ciekawe co zrobi. Choć w sumie mogłam też to inaczej załatwić. Wybrałam ostrzejsza drogę, choć ciekawi mnie jego reakcja. Nie będzie mieć ze mną lekko.


Ethan? Jaka będzie reakcja?

Od Ethan'a CD Avy

Białowłosy rozerwał wieczko pudełka na pół, przysłowiowo nie pierdoląc się ze zrywaniem taśmy zabezpieczającej opakowanie. Następnie rzucił je na biurko, tuż przed dłonie dziewczyny które spokojnie spoczywały na blacie od dobrej chwili. Zaskoczone dziewczyna poderwała rękę do góry. Dopiero orientując się iż to jedynie bardzo szanowane przez nią pudełeczko w dwóch kawałkach skrzyżowała ręce na piersi i zaczęła wbijać wzrok w dłonie starszego, gdy ten bez pośpiechu rozwijał niewielką karteczkę.
Zanim zabrał się za czytanie, Ethan wychylił ślepia z nad lektury przyglądając się dziewczynie. Nie wyglądała na specjalnie sfrustrowaną sytuacją, zdawała się wręcz rozluźniona co nie przypadło mu do gustu. Baza obcej drużyny to nie plac zabaw, do jasnej cholery.
Finalnie zwrócił oczy na wymazaną czarnym długopisem wiadomość, która mimo że pełna formalnych zwrotów wyglądała jak szkolny liścik rzucany za plecami nauczyciela.
"Drogi Ethanie,
Pamiętasz, że wisisz mi przysługę, prawda? Więc w ramach rekompensaty za twoją ostatnią akcję chcę, byś zajął się tą dziewczyną.
Wiem, że jesteś dyskretny i nie będziesz pytał, bardzo mi na tym zależy.
Odbiorę ją osobiście, gdy uznam to za stosowne. Do tego czasu masz jej pilnować."
Podpisano - Evan.
- Powiedziałbyś mi może, dlaczego mnie tu przysłał? - Odezwała się szaro włosa, delikatnie zirytowanym tonem.
- Szkoda,że go nie zapytałaś. Też chciałbym się dowiedzieć. - Ethan przeciągnął się by następnie podnieść się z krzesła. Delikatnie przejechał dłonią po lekko zakurzonym parapecie. Uśmiechnął się delikatnie na widok śniegu który zaczął pokrywać okolicę. - Nabroiłaś? Jesteś kryminalistką? - Starszy zachichotał delikatnie zataczając koła wokół dziewczyny.
- Mogę zacząć. - Odwarknęła, bawiąc się jakimś ostrzem trzymanym w tylnej kieszeni. - Masz zamiar mnie tu trzymać i zanudzić na śmierć? - Dodała.
- Skoro jesteś taką fanką rozrywki to trafiłaś na świetny moment. - Mężczyzna z zawadiackim wyrazem twarzy opuścił pokój, gestem każąc dziewczynie podążać za sobą. Gdy szli korytarzem był on dość opustoszały. - Tylko nie próbuj wywijać numerów, moi ludzie to nie święte krowy. - Mruknął, słychać charakterystyczny odgłos wyciąganego ostrza za swoimi plecami.
- Ta, jasne. - Dosłownie widział swoim trzecim okiem, że dziewczyna przewróciła oczami. Poczuł tę zniewagę każdym nerwem w swoim ciele.
W końcu dotarli do koryta rzeki, znajdującego się w pewnej odległości od szkoły. Ethan zastanawiał się, czy dziewczyna była jakimś skokiem na jego życie czy szpiegiem. Żywił do Evan'a sympatię, to prawda. Jednak przecież nie mógł wiedzieć na co ten może w danym momencie wpaść.
Przystanęli kilka metrów od grupy ludzi uwijającej się wokół rzeki. Na samej krawędzi stało dwóch mężczyzn oraz kobieta, wszyscy z linami zaciśniętymi wokół szyj. Drugi koniec każdej liny zamocowany był do kamienia oddalonego o parę metrów. Na przeciw każdej osoby stała długa deska prowadząca aż na drugi brzeg. - Będziesz miała co opowiadać, kiedy wrócisz do domu. -Uśmiechnął się przyjaźnie, gdy dziewczyna z konsternacją przypatrywała się osobliwej budowli.
- To jakaś chora gra? - Ava zmarszczyła brwi, z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Chora? To ostre słowa, zważając na okoliczności. Ale tak, to pewnego rodzaju gra. - Białowłosy ruszył do przodu, witając się z resztą załogi. Trójka ludzi stała ze spuszczonymi głowami, w zupełnej ciszy. -Zaczynajmy, nie mamy czasu tu marznąć! Jak wszyscy powszechnie wiemy ta trójka delikwentów została oskarżona o zdradę oraz po dowiedzeniu ich winy skazana na śmierć. - Ethan uniósł głos. - Wszyscy znamy zasady. Deski są spróchniałe, jeśli się pod wami złamią zginiecie poprzez uduszenie. Jeżeli zaś jakimś trafem uda wam się przejść na drugą stronę - jesteście wolni. Ktoś ma jeszcze coś do dodania? - Mężczyzna obkręcił się na pięcie wokół własnej osi, czekając na głosy sprzeciwu. Oczywiście nie nadeszły one.
Można było usprawiedliwić kradzież, cudzołóstwo i inne okropieństwa. Ale nie zdradę. Nie tutaj.
W ciągu chwili wystrzał z broni obwieścił rozpoczęcie "biegu po życie". Cała trójka ruszyła ostrożnie do przodu. Pierwszy wpadł jeden z mężczyzn, widocznie nie udusił się natychmiast, gdyż jeszcze krzyczał. Ktoś nieudolnie zacisnął linę. Wkrótce jednak zamilkł.
Drugi z mężczyzn nie przebył o wiele dłuższej drogi niż jego towarzysz. Wkrótce druga deska złamała się na pół a facet z łopotem zleciał w dół. Rozległ się trzask- spadł na skały pod wodą. Struga wody zabarwiła się na mdły róż.
Kobieta radziła sobie najlepiej za sprawą mniejszej wagi, nie wywierała tak dużego naporu jak pozostali. Ava przystanęła obok Ethana. -Myślisz, że jej się uda? - Zagadała, z pasją wpatrując się w kobietę. Mężczyzna uśmiechnął się z politowaniem. - Spadnie. - Oznajmił, również przenosząc wzrok na kobietę. - Uszkodziłem je wszystkie.

<Ava? Ty decydujesz o jej losie~>

21 sierpnia 2017

Od Conor'a CD Ethan'a

Cholera, jak nadal będę się tak lenić to w końcu nawet przy samym chodzeniu będę dostawał zadyszki. Przeciągnąłem się, po czym otworzyłem leniwie oczy. Promienie słońca tak przyjemnie ogrzewają i otulają, że człowiek zapomina o świecie istniejącym dookoła niego. Podniosłem się do pozycji siedzącej, rozejrzałem się mrużąc lekko oczy. Jak wzrok sięga tak brak żywej duszy, jedynie natura, trawka, drzewka i takie tam. Idealnie, jednak trochę nudnawo. Wstałem, otrzepałem się z piachu i trawy, zarzuciłem plecak na ramiona i ruszyłem przed siebie. Znowu. Ostatnio robię to często, wychodząc co raz dalej i dalej. Nie zatrzymując się sięgnąłem ręką do tyłu, do jednej z kieszeni plecaka i wyciągnąłem z niej pomiętą mapę. Gdzie by tu pójść... Może tu? Nie, już większość miejsc tam zwiedziłem... A może tu? Nie jednak nie, przecież prawie nic tam nie ma... To może... Spojrzałem na północno-zachodnią część mapy. Sporo miast, zatoka i sporej powierzchni las, wygląda to zachęcająco, tym bardziej, że nigdy nie byłem w tamtych stronach. Może być ciekawie. Odszukałem szybko wzrokiem prawdopodobną drogę, którą mógłbym iść, po czym schowałem mapę. Idąc, szerokim łukiem ominąłem obóz. Wizja spotkania kogoś i tłumaczenia się co robię i czemu znowu wykręcam się od robienia 'czegoś pożytecznego', nie napawa mnie entuzjazmem. To nie tak, że nie chcę pomagać, po prostu zbyt dużo osób chce coś jednocześnie, a to działa zniechęcająco. Dodatkowo to nie moja wina, że lubię robić to co ja chcę. ( ¯\_(ツ)_/¯ ) Droga o dziwo minęła szybko, cóż dobra muzyka na słuchawkach robi swoje. Na horyzoncie w końcu dostrzegłem drzewa. Już blisko. Zwolniłem trochę, w końcu są to widoki, którymi można się napawać. Idąc rozglądałem się uważnie, mimo wszystko dobrze jest pozostać czujnym, no nie? Doszedłem do jednego z miast, wygląda nie najgorzej w sumie, może nawet uda się znaleźć coś przydatnego bez zwracania na siebie uwagi. Tak, to jest plan. Przeszukać, wziąć co potrzebne, popodziwiać i wycofać się tak, jakby nigdy mnie tam nie było. Minąłem kilka budynków i w pewnym momencie obróciłem się i zacząłem iść tyłem. Przyznam, że serio wygląda to całkiem przyjemnie. A może by się przenieść? (izi pizi, nie zrobi tego). W momencie, gdy na słuchawkach
wpadła piosenka Amon Amarth - Guardians of Asgaard poczułem, coś za sobą, tak ewidentnie na coś wpadłem. Brawo Conorku, nawet chodzić już nie umiesz. Momentalnie się odwróciłem i... to co miałem przed chwilką za plecami wcale nie wyglądało na zadowolone.


<No niezadowolone coś, to znaczy Ethan? ;-; >

Od Evan'a

Wyszedłem na mały spacer do pobliskiego parku, w sumie to nie był on tak blisko, jakaś godzina drogi lub coś w tym stylu. Nie miałem zbytnio planów na dzisiejszy dzień, może dlatego, że ostatnimi czasy jest bardzo cicho, a nawet zbyt cicho. Pewnie zabrzmi to dziwnie, ale myślę, iż to jest ten czas, który określamy „ciszą przez burzą”. Kto wie, może władze postanowiły wytępić wszystkich buntowników z kraju? A może Zombie ewoluowały i osiągnęły wyższy poziom inteligencji? Jak obcy.
Co ja kurwa pierdole… Stanąłem na zakręcie i przez jakiś czas spoglądałem przed siebie rozmyślając o czym przed chwilą kminiłem. Złapałem się za brodę.
A co jeżeli obcy istnieją…? Może to przez nich istnieje ten wirus. Nie. To definitywnie przez ludzi. Tak, to przez ludzi. Ale hold on. Jakby oni wyglądali, ci obcy. Hmm… Z pewnością chciałbym jednego spotkać, ale jeśli miałbym przez to zginąć, to podziękuję. Chociaż strasznie interesuje mnie ten temat, tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
Ahh… A tak w ogóle to była chyba kiedyś taka seria filmów „Obcy” albo się mylę. Zmarszczyłem brwi próbując sobie przypomnieć co mi kiedyś mój druh opowiadał. Cały czarny, z zębami prawie jak u rekina, ostrymi jak brzytwa i ohydnym śluzem, który tak naprawdę był żrącym kwasem, w cholerę mocnym. Dzieciątka były składane w piersiach ofiary, żywej ofiary, aby potem ją zabić swoimi narodzinami. Oh, hell no. Nie, nie, nie, nie. Nie przypominaj sobie dalej, nie, nie, nie. Jebać obcych. Niech przepadną w zapomnienie. Uh, aż mnie ciarki przeszły. Potrząsnąłem lekko głową na boki i powróciłem do spaceru. W oddali zauważyłem dosyć wysoką osobę. Cóż, dość rzadko spotykam osoby wyższe ode mnie, co podnosi mnie na duchu. Nie wyglądał na groźnego, jedynie jego miecz trochę niepokoił. Aczkolwiek podszedłem.
- Hej, masz chwilkę na małą pogawędkę? – zapytałem opierając się o murek, po czym na nim usiadłem. Chłopak nie wydawał się być zainteresowany, ale nie odmówił. Od czego by tu… - Jestem Evan, a ty wielkoludzie?
- Joseph. – odparł krótko. Nie jestem pewien czy był skory do rozmowy czy tak tylko odpowiedział.
- Co tam porabiasz? Żyjesz jakoś na tym spapranym świecie?


<Joseph?>

Pożegnanie

Dzisiaj żegnamy kolejną osobę, Maggie. Ze względu na to, że osoby, z którymi pisała nie wywiązywały się w czasie z CD zniechęciła się do dalszego uczestniczenia na blogu. Przykro mi z tego powodu, jak i mam nadzieję, że w przyszłości nie będę musiała usuwać nikogo z podobnego powodu. Zawsze możesz powrócić Maggie, wystarczy się ze mną skontaktować.

Upomnienia

Uwaga, uwaga! Poleciały pierwsze upomnienia. Bardzo mi przykro, Eizō, Maggie i Hana, ale nie wyrobiliście się w określonym terminie oddania opowiadań. Rozumiem, jest końcówka wakacji i przygotowywanie się do szkoły, ale to nie upoważnia was do nieprzestrzegania regulaminu. Nikt nie dokończył waszego posta? Polecam napisać do mnie, postaram się jak najszybciej odpowiedzieć. Nie macie weny? No, to już nie mój problem. Zawsze da się coś wykrzesać z codziennego życia, jakieś pierdółki lub cokolwiek.
Macie od teraz 10 dni na napisanie opowiadania. Dziękuję za uwagę.

Od Avy

Dostałam jakieś zadanie, do tego pudełko. Wyruszyłam zabierając plecak, ubrałam się odpowiednio zabierając parę dodatkowych kompletów. Wyszłam i poszłam do miasta. Przechodząc obok budynków zarośniętych roślinnością brak żywej duszy. Czasem napotkałam się na pojedynczych martwych. Jeśli były hordy to musiałam poczekać aż pójdą, bądź też mogłam gdzieś wejść, albowiem umieścić miny. Czasem tak robiłam, a czasem, gdy mnie nie widziały patrzyłam na nich i myślałam.
"Oni też byli ludźmi, lecz jedno zadrapanie, ugryzienie albo też śmierć odmieniła ich. To przykre, bo teraz można rzec, że ludzie zabijają się o wolność. Nie uratują kogoś jak widzą, że i tak nie ma szans. Przecież to głupie się dla kogoś poświęcić. Można zabić tę osobę, aby zaznała spokój, a nie jadła innych. Oto jest przykład kanibalizmu. Niby szukają lekarstwa, ale widać, że mimo prób i błędów nie znaleźli go. Oni w ogóle szukają? Czy ktoś słyszał o tym, aby ktoś próbował stworzyć lekarstwo? Właśnie to tylko są plotki, a efektów brak..."
Teraz wzięło mi się ma filozofię istnienia dobra i zła. Dobra trzeba iść dalej.

Gdy weszłam do jakiegoś budynku, gdyż słyszałam dobiegający stamtąd głos. Powoli weszłam najciszej jak to możliwe. Ujrzałam grupkę uzbrojonych ludzi, nie przypominali oni żołnierzy. - Oni są, z drużyny wilków. Może znajdę ich lidera. Teraz, cicho ciekawe co robią, podejdę bliżej uda mi się. - podeszłam na tyle blisko, żeby mnie nie słyszeli. Ich lidera nie było widać ani słychać więc pewnie jest w bazie. Czyli muszę tam iść.. Zanim się wycofałam patrzyłam na nich, co wyprawiają. Rozmawiali o czymś jakiś planie, dobra muszę iść w końcu. Wycofałam się powoli, lecz ktoś mnie znalazł, złapał i podszedł do innych.
- Patrzcie kogo my tu mamy. - powiedział chłopak co mnie trzymał.
- To jest ta dziewczyna, Ava czy jakoś tak ma. - powiedziała dziewczyna gdy udało mi się wyswobodzić.
- Teraz macie mnie zabrać do waszego lidera, mam pilną wiadomość od mojego lidera. Tak jestem Ava, a ty uważaj co łapiesz bo zabraknie ci palców. – powiedziałam.
- Ostra. - jakiś inny powiedział.
- Dobra, choć zabiorę cię do niego, wy zostańcie. Hana miło mi, a tamta dwójka to Kano i Eizō. Dobra to choć. - poszłam za nią, lecz po chwili szłam koło niej. Gdy wyszliśmy z budynku kierowała mnie jakimiś skrótami aby jak najszybciej dojść. Natknęliśmy się kilka razy na zombie.
***
Pokazała mi gdzie może być Ethan. Zapukałam, nikt nie odpowiadał, zapukałam ponownie i nic więc weszłam nikogo nie było. Wyszłam i poszłam go poszukać. Hana gdzieś poszła, pewnie do chłopaków. Ja się w tym czasie kręciłam po szkole. - Kiedyś chodziłam do takiej szkoły, a potem do kilku innych. - powiedziałam do siebie.
- Co cię tu sprowadza. - powiedział ktoś, spojrzałam w tamtym kierunku, podszedł do mnie jest znalazłam go, a dokładniej on znalazł mnie.
- Chciałam Ci coś od Evan’a dać, powiedział także, że mam zostać u ciebie, wszystko jest tu napisane. Już Ci daje. - wyjęłam pudełeczko czarno biało złote.
- Zaglądałaś tam? - spytał.
- Jak tylko Evan tam wkładał to zerknęłam, a tak to nie patrzyłam. - powiedziałam.
- No to w porządku, a teraz, choć ze mną. Ethan miło mi. - przywitał się.
- Ava, mi również miło cię Ethanie poznać. - uśmiechnęłam się.
Poszłam za nim do gabinetu, usiadłam i czekałam na cokolwiek. Może aż przeczyta albo coś powie. Po prostu czekałam. Zerkałam na niego to na pomieszczenie.


Ethan?

20 sierpnia 2017

Od Kano

Przeszywający ból nie pozwalał się skupić, ułożyć skutecznego planu i najzwyczajniej rozpocząć z góry narzuconych zadań. Nie miałem pojęcia, jak wiele czasu poświęciłem na rozrysowywaniu najczarniejszych schematów, rozmyślaniu nad sensem całokształtu. W pewnych momentach miałem ochotę najzwyczajniej rzucić wszystko w cholerę, przekazując swoje obowiązki pierwszej lepszej osobie, jednak coś za każdym razem mnie powstrzymywało, blokowało wewnętrzne pragnienie ucieczki od wszelkiej odpowiedzialności. Przekląłem pod nosem, rzucając w kąt pokoju kolejną zmiętą kartkę papieru. Wszystko wydawało się tak diabelnie słabe, z góry skazane na niepowodzenie. Czułem narastającą w sercu irytację oraz zażenowaniem własną osobą. Od kiedy stałem się tak bezużyteczny?
- To wszystko przez tę szramę, uspokój się. - mruknąłem, próbując podnieść się na duchu, w jakiś sposób zmotywować do działania
Przymknąłem oczy, oddychając głęboko, pragnąc odpędzić wszelkie negatywne emocje. Efekty nadeszły późno, jednak przywiodły za sobą pożądane ukojenie. Zacznijmy jeszcze raz.
***
Nocne wędrówki nie należały do najlepszych, czy najbezpieczniejszych pomysłów, jednak nie mogłem pozwolić sobie na ani chwilę zwłoki. Zmarnowałem już za dużo czasu. Przepełniony determinacją wyłoniłem się spomiędzy ruin dawnej kwiaciarni, omiatając wzrokiem jak największe połacie terenu, wypatrując ewentualnych zagrożeń. Głucha cisza, która z każdą kolejną chwilą wydawała się coraz bardziej niepokojąca, zwiastująca coś złego. Potrząsnąłem głową, próbując w ten sposób odgonić wszelkie obawy, skupiając się na wyznaczonym celu. Od dawna opustoszała komenda policji, jeśli wierzyć towarzyszą broni - około godzina drogi na północ. Po cichu liczyłem, że obejdzie się bez większych kłopotów.
***
Zatrzymałem się, nie będąc w stanie dłużej kontynuować morderczego biegu. Za miejsce chwilowego postoju obrałem niewielki daszek, którego położenie umożliwiło obserwację głównej ulicy, wypatrywanie nadchodzącego zagrożenia. Wsunąłem dłoń pod koszulkę, umiejscawiając ją w okolicach pępka, na co niemal od razu zareagowałem stłumionym syknięciem. Szrama najwidoczniej jeszcze się nie zagoiła, co gorsza wciąż wściekle dawała się we znaki, piekąc przy każdej możliwej okazji. W głębi duszy przeklinałem się za nieuwagę podczas ostatnich poszukiwań. Ograli mnie jak dziecko, do tego niezbyt inteligentne dziecko, cholera. Zatrzymam się tu na chwilę, a potem ruszę dalej, to jedyna sensowna opcja. Wolną dłoń wplotłem we włosy, zagarniając je do tyłu, by nie ograniczały pola widzenia, które w obecnych warunkach i tak nie należały do szczególnie korzystnych. Po kilku minutach trwania w bez ruchu postanowiłem ruszyć dalej, jednak mą uwagę przykuły widoczne na horyzoncie sylwetki. Pięć osób, z czego jedna z pewnością należała do żywego człowieka. Powróciłem do swej wcześniejszej pozycji, czekając na rozwój wydarzeń, poznanie tożsamości nadciągających istot.
Warkot, przeciągłe wycie, poprzedzone serią przekleństw jasno określiły sytuację- ocalały potrzebował pomocy. Zmrużyłem oczy, rozważając wszelkie możliwe opcje, dochodząc do wniosku, że choć ten jeden raz nie powinienem się mieszać, próbując zgrywać bohatera. Mimo wszystko nie poruszyłem się nawet o centymetr, wciąż analizując sytuację. Szczerze nienawidziłem chwil, w których budziła się we mnie natura zbawcy, część dawnej osobowości, o której istnieniu zdążyłem już dawno zapomnieć. Cholera, niech stracę.
Zeskoczyłem na pokryty zaschniętą juchą chodnik, uważając, by nie narobić przy tym zbędnego hałasu. Dzierżona w dłoniach broń niemal natychmiastowo powędrowała w kierunku nadciągającej kompanii, prowadzonej przez wyraźnie zdenerwowanego delikwenta, którego płci nie byłem w stanie rozróżnić. Zarysy sylwetek zaczynały się powiększać, a pierwszy z pocisków opuścił komorę. Ugodził umarłego w szyję, zdecydowanie za nisko. Kolejny wystrzał okazał się celniejszy, trafiając maszkarę między oczy.
Mogłem przysiąc, iż nieszczęsny ocalały spoglądał właśnie w moją stronę, a nagła zmiana kursu utwierdziła mnie w przekonaniu, iż postanowił poprowadzić swych łowców w moją stronę. Nie mając większego wyboru, zająłem się pozostałymi nieszczęśnikami, choć celowanie przy tak ograniczonej widoczności nie należało do szczególnie prostych zadań. Gdy upewniłem się, że wszystkie bezmózgi padły trupem, broń powędrowała w stronę nieznajomego, znajdującego się w niebezpiecznie bliskiej odległości.
- Ugryzły cię? - zapytałem prosto z mostu, robiąc kilka kroków w tył.
Nie wyglądał na uzbrojonego, a przynajmniej nie sprawiał takiego wrażenia, biorąc pod uwagę wydarzenia z ostatnich kilku minut. Mimo tego wolałem zachować dystans, odczuwając przedziwną nieufność w stosunku do owej persony. Sytuacji nie poprawiał zaogniający się ból, który w obecnej chwili wydawał się jeszcze bardziej uciążliwy, aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Graj niewzruszonego, nie daj nic po sobie poznać. To podstawa.

 
<Ktokolwiek?>

18 sierpnia 2017

Od Ethan'a CD Joseph'a

Mężczyźnie udało się zawadzić spojrzeniem na twarz chłopaka tylko przez krótką chwilę, następnie ten spuścił głowę przybierając skwaszony wyraz twarzy. Starszy przez chwilę bił się z natłokiem słów pocieszenia nawijających mu się na język. Smutek na twarzy Josepha wywoływał u niego coś podobnego do odczuć zmartwionej matki. Dobrze wiedział jednak, że żadne jego gadanie nie zwróci białowłosemu ukochanej osoby. Nie poskłada też serca.
Uniósł brwi przybierając współczujący wyraz twarzy. Dopiero chwila dobijającej ciszy uświadomiła mu, iż Joseph jednak oczekuje od niego jakiejś odpowiedzi.
Podniósł się, zwracając tym na siebie uwagę chłopaka. Dłonie starszego delikatnie ześlizgnęły się po barierce, ta natomiast zatrzęsła się pod naporem jego ciała, sprawiając wrażenie jak gdyby miała natychmiast się oderwać by pozwolić Ethan’owi spaść.
- Szczęście jednej osoby zawsze odkupuje nieszczęście innej. - Westchnął, odwracając się przodem do Josepha. - To się dobraliśmy, nie? - Zaśmiał się ponuro, opierając łokcie o barierkę. Joseph uniósł głowę do góry. Widocznie Ethan’owi udało się oderwać go od głębokich myśli prostym, jednocześnie działającym zagadnieniem. - Widzisz, mnie się tu bardzo podoba. Pasożytuję sobie na stratach innych i żyję sobie w najlepsze z tą świadomością. - Zaśmiał się sztucznie. Pierwsza część zdania była szczerą prawdą, druga zaś nie tak do końca oczywistym kłamstwem.
- Nie pomyślałeś nigdy, jak by to było, gdyby ta cała epidemia nie miała miejsca? - Joseph ociężale dźwignął się do góry, przystając zaraz obok starszego. Ethan uniósł jedną brew do góry, by po krótkiej chwili odrzec:
- W najlepszym wypadku ledwie wiązałbym koniec z końcem za nauczycielską pensję i żył swoim nudnym życiem, zaręczony z jakąś dziewczyną z sąsiedztwa. A ty, jak myślisz?
- Byłbym aktorem. Zwiedziłbym świat wzdłuż i wszerz...razem z NIM. Chodziłbym po leki do apteki a moje życie przestałoby się kręcić wokół anemii. - Westchnął nawiązując kontakt wzrokowy z Ethan’em. Starszy przygryzł wargę na kolejne wspomnienie o chłopaku Josepha. Ilu on ich tam jeszcze miał?!
- Na pewno by tak było. - Uśmiechnął się. - Chętnie zobaczyłbym cię na wielkim ekranie. - Przyjaźnie poklepał młodszego po ramieniu odrywając się od barierki. - Masz może ochotę na spacer? - Zagadnął nagle.
- O tej porze? Jest już ciemno. - Mruknął Joseph, ruchem głowy wskazując na krajobraz śpiącego miasta rozciągający się za jego plecami.
- Nie wyglądasz na takiego, który ma zamiar spać. - Joseph skrzywił się niezadowolony, nie wystosował jednak żadnych słów oporu. - Zgarniemy coś do jedzenia i wrócimy. Wiem, że jesteś zmęczony tym wszystkim. - Dodał łagodniejszym tonem, by następnie wejść w głąb mieszkania. Chłopak jeszcze chwilę tkwił na balkonie. Dołączył do Ethan’a dopiero, gdy ten już ubrany chował nóż za pasek, nie czując potrzeby noszenia innej broni wewnątrz miasta.
Wkrótce niezbyt spiesznym krokiem opuścili budynek. Ethan powiódł niczego nie świadomego Josepha drogą naokoło prowadzącą przez mur tylko po to, by przedłużyć czas spędzony poza mieszkaniem.
Gdy znajdowali się już spory kawałek od głównej bramy, ich spokojną przechadzkę niczym piorun przerwał wystrzał z broni palnej. Ich oczy zwróciły się w dół na miasto. Starszy wstrzymał oddech, z daleka zauważając nieumarłych oraz otwartą na oścież bramę.
- Co do ch*lery?! - Podburzony badał wzrokiem opustoszałą okolicę.
- Nie miało tu być przypadkiem czysto?! - Warknął Joseph, szarpiąc go za ramię. Nie było mowy o tym, by nieumarli sami rozbroili bramę. Nie mogła ona również być uszkodzona, w końcu codziennie ktoś ją sprawdzał. -Ktoś ich tu wpuścił. - Oznajmił skonsternowany. - Szybko, musimy się dostać do broni. - Szarpnął młodszego do przodu, po czym puścił się biegiem z powrotem w stronę bramy.


<Joseph?>

Obserwatorzy