17 września 2017

Od Ethan'a CD Conor'a

Ethan pokręcił głową z dezaprobatą gdy zorientował się, że chłopak zupełnie zignorował jego wykład. Niestety białowłosy miał do siebie to, że szybko "adoptował" ludzi i zaczynał się o nich faktycznie martwić. Przez chwilę udawał zamyślenie przypatrując się dłoniom Conor'a.
-To cholerna, pusta dziura. - Oznajmił obkręcając się na pięcie wokół własnej osi. -Ale alkohol mają. -Dodał ze zmarnowanym uśmiechem oraz sporą dozą zawodu na ludzkim gatunku.
-Prowadź. -Ozwał się Conor, podnosząc się z ziemi ze znikomą dawką entuzjazmu.
Wyruszyli więc w drogę, żwawym tempem prześlizgując się pomiędzy budynkami. Szli w ciszy, więc Ethan mógł w spokoju przeszukiwać karty swojej pamięci w poszukiwaniu na tym zadupiu kogoś, kto mógłby zająć się ranami Conor'a. Białowłosy zdecydowanie nie był w tym dobry i nie przyłożyłby do tego ręki. Zanim zdołał się kogoś doszukać zaszli pod niewielki budynek oświetlony świątecznymi lampkami, był on wejściem do baru.
Conor z lekkim rozbawieniem spojrzał na lampki, ruchem głowy wskazując je Ethanowi. Białowłosy również posłał mu iskierkę uśmiechu, zupełnie jak gdyby nie widział tego miejsca nigdy wcześniej. Starszy pchnął drzwi, po czym ostrzegając ciemnowłosego przed niskim sufitem sprowadził go na dół,do piwnicy.
Bawiło tam całkiem sporo ludzi, w większości mężczyzn ale gdzieniegdzie przewijały się też (zadziwiająco młode, Ethan nie był pewien czy pełnoletnie) dziewczyny. W akompaniamencie nazbyt głośnej i zwyczajnie brzydkiej muzyki udali się prosto do baru.
Usiedli na zwykłych, drewnianych krzesłach na przeciwko prowizorycznego baru za którym uwijała się dość drobna i widocznie zmęczona dziewczyna. Czekając aż brunetka obsłuży innych klientów białowłosy zlustrował wzrokiem otoczenie. Ściany opadały z tynku, jedynym oświetleniem było jeszcze więcej pieprzonych lampek na choinkę. Nagle przypominając sobie,że spędził prawie dwa lata w nie lepszych warunkach zagryzł wargę obrzydzony własną osobą. Z zamyślenia wyrwał go kobiecy głos " Co podać?". Odwrócił się, stając twarzą w twarz z obrazem nędzy i rozpaczy jakim była dziewczyna. Podkrążone od płaczu oczy, podrapane nadgarstki. Zrobiło mu się jej szkoda.
-Jedną whisky z colą i...? -Pytająco zwrócił się do Conor'a, który akurat znów oglądał swoje dłonie.
-Kufel piwa. -Dokończył, nie odrywając się nawet od swojego fascynującego zajęcia.
-Poprosimy. -Dodał białowłosy,obdarowując ją wdzięcznym uśmiechem. -A, jeszcze jedno. Macie tu kogoś zdolnego zszyć tego delikwenta? -Ruchem głowy wskazał na Conor'a, który zmarszczył nos poruszony tym, że został nazwany delikwentem. Jednocześnie położył na ladę kilka banknotów, które brunetka zgarnęła z lady.
-Jest taka dziewczyna, nazywa się Sophia. Niska blondynka, zapytaj ją. -Mruknęła kładąc przed nim resztę. Po kilku chwilach przed mężczyznami stanęły ich trunki a dziewczyna oddaliła się w stronę zaplecza.
-Idę poszukać tej laski. -Oznajmił Ethan kładąc swoją kurtkę na krześle po czym oddalił się w głąb pomieszczenia. Ocierali się o niego ludzie, muzykę czuł we wszystkich kościach a po blondynce ani śladu. Zszedł z parkietu by rozejrzeć się przy stolikach ustawionych wzdłuż ściany. Jakaś kobieta posłała mu oczko więc nagle przyspieszył prawie poślizgując się na mokrej podłodze. Widok bardzo młodej dziewczyny obściskującej się z opasłym, ponad 40-sto letnim facetem zupełnie zbił go z tropu, postanowił zatem zawrócić w stronę baru.
Stanął w miejscu, gdzie zostawił kurtkę i Conor'a, jednak po żadnym nie było śladu. Jedynie jego whisky nadal smętnie stała na ladzie. Chwycił szklankę upijając z niej sporą część zawartości po czym oddalił się wypatrując ciemnowłosego. Mógł sobie pójść, ok. Ale po cholerę zabrał kurtkę? Kurwa, mam tam ważne rzeczy.
Nerwowo rozglądał się po sali, gdy nagle coś zupełnie zasłoniło jego wizję. Poczuł jak czyjeś zimne dłonie oplatają jego twarz, wzdrygnął się zaskoczony.
-Zgadnij kto to~ -Zakwilił definitywnie męski, jednak melodyjny głos. Nie był to Conor, tego był zupełnie pewien. Odwrócił się, zrzucając obce dłonie z twarzy. Po chwili jego oczom ukazał się znajomy półuśmiech i kręcone włosy w kolorze zgniłej zieleni a także jego znajoma kurtka zwisająca z ramion drobniejszego mężczyzny. -Nie tak się w to gra, idioto. -Żartobliwie przewrócił oczami.
-Adam, kopę lat. -Białowłosy zaśmiał się cicho. -Skoro masz moją kurtkę, masz może i gościa który przyszedł ze mną?
-Izzie zszywa go na zewnątrz. -Niedbale wskazał ruchem głowy w stronę wyjścia. -Żebyś widział jego minę kiedy chłopaki złapali go pod oba ramiona pytając o ciebie! Boże, dawno się tak nie uśmiałem.
-Z jakiej racji was tu przywiało? -Palnął białowłosy, zupełnie ignorując opowieść niższego.
-Zrobiliśmy sobie wycieczkę z resztą ekipy i po drodze zachciało nam się pić. -Wzruszył ramionami. -Wtedy zobaczyłem tą nieśmiertelną kurtkę i wiedziałem że muszę cię zgarnąć ze sobą. -Zarechotał, po czym zdejmując kurtkę ukazał żołnierską odznakę na swojej piersi. -A ty nie powinieneś przypadkiem siedzieć w biurze całkiem daleko stąd?
-Powinienem. Ale właśnie zmieniłem plany. -Ethan narzucił na siebie wierzchnie ubranie, rzucając żołnierzowi porozumiewawcze spojrzenie. Razem opuścili bar. Białowłosy natychmiast nabrał całe płuca zimnego wiatru, śnieg zaczynał prószyć coraz mocniej.
Zauważył Conor'a siedzącego pod jednym z dachów oraz kobietę umiejętnie zajmującą się jego ranami, po chwili w oczy rzucił mu się również spory samochód terenowy i dwóch rosłych mężczyzn którzy rozmawiali oparci o jego maskę.
-Co o nim sądzisz? -Mruknął Ethan, ruchem głowy wskazując na Conor'a oddalonego od niego o dobre paręnaście metrów.
-Hmm. Zdecydowanie boyfriend material. -Odparł Adam, krzyżując ręce na piersi.
-Nie o to mi chodziło. -Białowłosy zmarszczył brwi, karcącym wzrokiem spoglądając na niższego.
-Nie oczekuj innej odpowiedzi od zdesperowanej 30-tki. -Odparł ironicznie brunet. -Nie wygląda na kogoś kto dałby radę nas wszystkich zarypać więc jest ok. -Wzruszył ramionami ruszając w stronę samochodu by po chwili włączyć się w rozmowę pozostałych dwóch mężczyzn.
Białowłosy zapiął kurtkę pod szyję wypuszczając z ust chmurę pary. Śnieg zaczął mocno padać więc udał się pod dach, gdzie kobieta właśnie skończyła bandażować dłonie jego towarzysza.
-Cześć. -Przywitał się, stając za plecami kobiety. Conor uniósł wzrok znad swoich rąk by na chwilę złapać kontakt wzrokowy z mężczyzną.
-Jedziesz z nami? -Zapytała Izzie, następnie specjalnie nie wzruszona jego obecnością zaczęła pakować przybory do sporej torby.
-Ta. -Odparł, opierając się o jeden z drewnianych filarów podtrzymujących zadaszenie. -A ty, piszesz się? -Zwrócił się do wpatrzonego w spadający śnieg Conor'a.

<Conor? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy