Ten dzień zdecydowanie nie należał do tych najlepszych. Wilgotne
podłoże, na którym przyszło mi spać, zimne resztki królika, których nie
można było podgrzać ze względu na czyhające w pobliżu zombie oraz
niezwykle ponury towarzysz, który każde zadane przeze mnie pytanie
zbywał wymownym milczeniem. Ale hej!, nie byłbym sobą, gdybym nie starał
się myśleć pozytywnie.
– Jesteś zdecydowanie ciekawszy niż zombie, cieszę się, że na ciebie wpadłem!
– A ja bym się ucieszył, gdybyś przez chwilę nic nie mówił – mruknął wąsacz, oczyszczając ubrudzony klejącą mazią nóż myśliwski. Przewróciłem w duchu oczami, jednakże posłusznie się zamknąłem. Bądź co bądź, Clay był pierwszym człowiekiem, którego spotkałem w ciągu ostatnich kilku tygodni. Nie miałem zamiaru wędrować dalej w samotności, idzie się psychicznie wykończyć.
Ze względu na brak różnorodnych zapasów musiałem udać się małe polowanie, nie chcąc w kółko jeść tych samych, nieapetycznych konserw czy niezdrowych fast foodów. Przynajmniej nie trudno zadbać o linię.
Planując wypad nie przewidziałem jednak, że tłusty króliczek zaprowadzi mnie prosto do nory zombie, a pośród nich znajdzie się Biegacz. Cwana bestia zasadziła się i wyskoczyła nagle spomiędzy drzew, przywołując przy tym swych kompanów. Skrzek, jaki wydawały z siebie podczas pogoni ranił moje uszy.
Zawsze myślałem, że jestem szybki, w liceum bez problemu biegałem na długie dystanse, a wspinaczki po wyżynnych terenach sprawiły, że nauczyłem się jeszcze lepiej skakać. Jednakże obojętnie jak świetny bym nie był, z Biegaczem nie ma szans. Biegnąc przed siebie czułem ohydną woń rozkładu i słyszałem niezgrabny odgłos kroków. Nie zastanawiałem się nad tym jak ucieknę. W mojej głowie starczyło miejsca tylko na odległe wspomnienie, z czasów, kiedy miałem jeszcze rodzinę. A przynajmniej jednego z nich.
Doskonale zapamiętałem zdeformowaną twarz chodzącego trupa, który zeżarł moją siostrę. Głupia, miała zdecydowanie większe szanse na przeżycie niż ja. Starsza, mądrzejsza, zawsze mająca plan. Wiem, że byłem dla niej ciężarem. Słyszałem jak nocami płakała, jak z utęsknieniem patrzyła na mój tatuaż, symbolizujący naszą matkę, która nawet krztusząc się krwią próbowała na pocieszenie opowiedzieć bajkę o niebieskim smoku. Trudno jest uśmiechać się przez łzy. Ale starałem się, dla niej. Nie chciałem, żeby załamane dziecko było ostatnim obrazem, jaki zobaczy.
Mówią, że miłość to najpiękniejsze uczucie na świecie. Więc dlaczego zabija? Dlaczego Ashe rzuciła się pomiędzy mnie, a krwiożercze bestie, wiedząc, że jedno z nas nie mogłoby ujść z życiem? "Uciekajcie", krzyczała, kiedy zombie rozrywały jej ciało. A ja stałem tam jak taki kołek, wciąż nie dowierzając. Ocknąłem się dopiero kiedy drobne ramię oplotło mnie w pasie i pociągnęło do tyłu, a niebieskie oczy wypełnione łzami wpatrywały się we mnie ze strachem. Lizzy, dziesięcioletnia dziewczynka, na którą wpadliśmy w jednym ze sklepowych magazynów, od paru dni błąkała się samotnie po stracie rodziców. Nie mieliśmy serca jej zostawić, choć broniła się rękami i nogami.
Być może, gdybyśmy po prostu zostawili ją w spokoju nadal by żyła. Ktoś inny by ją znalazł i się należycie zaopiekował. Ale było, minęło. Nie ma sensu rozważać, co by było gdyby... Czasu cofnąć się nie da.
– Więc mówiłeś, dzieciaku, że skąd jesteś? – zapytał Clay, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Z hrabstwa Jones w Karolinie Północnej.
Biegaczowi udało się mnie dogonić, skoczył i przewrócił mnie, całym swym ciężarem ciała przygniatając do wilgotnej gleby. Gdybym w tamtym momencie nie miał zarzuconego na głowę kaptura, marnie by się to skończyło. Pazerowi udało się jedynie zaślinić bluzę i niestety świeżo upolowanego królika. Tak czy siak odechciało mi się jeść.
Walcząc o życie nie spodziewałem się ujrzeć człowieka, który ni stąd ni zowąd rzucił nożem, trafiając zombie prosto między oczy. Spoglądał na mnie przez ułamek sekundy, a potem tak po prostu sobie poszedł. Szedł jednak wolno, czekając aż się pozbieram i ruszę za nim. Urocze.
– I dokąd zmierzasz?
– Przed siebie.
Po tym jak wyrzuciłem cuchnącą, zaślinioną bluzę, Clay rzucił mi fioletowy damski sweterek, nawet nie pytałem skąd go ma. Było cholernie zimno, a ja nie czułem potrzeby wyglądania męsko, zombie i tak nie zwracają na to uwagi.
Skazani byliśmy na spędzenie nocy w lesie, w ogrodzonym ogrodzie jednej ze zrujnowanych kamienic. Cisza, spokój i brak zombie. Czego by chcieć więcej? Ten stan jednak nie trwał długo, krótko po tym jak zebraliśmy nasze rzeczy, aby ruszyć w dalszą drogę, dobiegł nas dziwny hałas. Drzwi z tarasu prowadziły na długi korytarz, a irytujące skrobanie rozlegało się zaledwie kilka metrów od nas, gdzieś za drzwiami. Clay szedł przodem, czujnie nasłuchując i dzierżąc w dłoni nóż myśliwski. Ostrożnie wszedł do pokoju, a skrobanie momentalnie ustało. Aż podskoczyłem, kiedy między nogami przebiegł szczur.
Teraz dało się słyszeć inny hałas, bardzo dobrze mi znany. Dźwięk pożeranego ciała. Niewielkich rozmiarów pokój łączył się łukiem w ścianie z o wiele większym pomieszczeniem. Na samym końcu tuż obok solidnie wyglądających drzwi pasł się zombie. Z lubością konsumował kolejne części ciała jakiejś kobiety. Clay już zmierzał w ich kierunku, kiedy drzwi się otworzyły, a do środka wpadł niewysoki chłopak. To co się potem wydarzyło było szybkie. Clay błyskawicznie wyciągnął pistolet zza pazuchy, nieznajomy odwrócił się, stając twarzą w twarz z potworem. Skrzywiłem się, kiedy mężczyzna strzelił z broni.
Podbiegliśmy do leżącego na ziemi chłopaka, który wyglądał niczym trup. Niezły kamuflaż. Clay nachylił się nad nim, klepiąc po policzkach, co po chwili pomogło. Zdezorientowany nieznajomy patrzył na nas podejrzliwie.
– Kim jesteście?
– Jestem Eizō, a to jest Clay! – powiedziałem z uśmiechem, ciesząc się na widok kolejnego człowieka.
– Co tu robicie? - zapytał, wstając na nogi i otrzepując kurz z ubrania.
– Co ty tu robisz? - mruknąłem, dokładnie mu się przyglądając. Ciekawie się złożyło, że był mojego wzrostu. Miał też kilka blizn na twarzy, a jedno z oczu miało nienaturalny kolor. – Wiesz, że takie bieganie po budynkach jest niebezpieczne? Gdyby nas tu nie było, mogłaby cię zjeść. Poza tym wypada się przedstawić, my już to zrobiliśmy. No i czemu twoje oko jest takie dziwne? Nie dowidzisz?
Serię moich pytań przerwało walenie w drzwi i przeraźliwe jęki.
– Chyba pora się stad wynosić...
< Evan? >
– Jesteś zdecydowanie ciekawszy niż zombie, cieszę się, że na ciebie wpadłem!
– A ja bym się ucieszył, gdybyś przez chwilę nic nie mówił – mruknął wąsacz, oczyszczając ubrudzony klejącą mazią nóż myśliwski. Przewróciłem w duchu oczami, jednakże posłusznie się zamknąłem. Bądź co bądź, Clay był pierwszym człowiekiem, którego spotkałem w ciągu ostatnich kilku tygodni. Nie miałem zamiaru wędrować dalej w samotności, idzie się psychicznie wykończyć.
Ze względu na brak różnorodnych zapasów musiałem udać się małe polowanie, nie chcąc w kółko jeść tych samych, nieapetycznych konserw czy niezdrowych fast foodów. Przynajmniej nie trudno zadbać o linię.
Planując wypad nie przewidziałem jednak, że tłusty króliczek zaprowadzi mnie prosto do nory zombie, a pośród nich znajdzie się Biegacz. Cwana bestia zasadziła się i wyskoczyła nagle spomiędzy drzew, przywołując przy tym swych kompanów. Skrzek, jaki wydawały z siebie podczas pogoni ranił moje uszy.
Zawsze myślałem, że jestem szybki, w liceum bez problemu biegałem na długie dystanse, a wspinaczki po wyżynnych terenach sprawiły, że nauczyłem się jeszcze lepiej skakać. Jednakże obojętnie jak świetny bym nie był, z Biegaczem nie ma szans. Biegnąc przed siebie czułem ohydną woń rozkładu i słyszałem niezgrabny odgłos kroków. Nie zastanawiałem się nad tym jak ucieknę. W mojej głowie starczyło miejsca tylko na odległe wspomnienie, z czasów, kiedy miałem jeszcze rodzinę. A przynajmniej jednego z nich.
Doskonale zapamiętałem zdeformowaną twarz chodzącego trupa, który zeżarł moją siostrę. Głupia, miała zdecydowanie większe szanse na przeżycie niż ja. Starsza, mądrzejsza, zawsze mająca plan. Wiem, że byłem dla niej ciężarem. Słyszałem jak nocami płakała, jak z utęsknieniem patrzyła na mój tatuaż, symbolizujący naszą matkę, która nawet krztusząc się krwią próbowała na pocieszenie opowiedzieć bajkę o niebieskim smoku. Trudno jest uśmiechać się przez łzy. Ale starałem się, dla niej. Nie chciałem, żeby załamane dziecko było ostatnim obrazem, jaki zobaczy.
Mówią, że miłość to najpiękniejsze uczucie na świecie. Więc dlaczego zabija? Dlaczego Ashe rzuciła się pomiędzy mnie, a krwiożercze bestie, wiedząc, że jedno z nas nie mogłoby ujść z życiem? "Uciekajcie", krzyczała, kiedy zombie rozrywały jej ciało. A ja stałem tam jak taki kołek, wciąż nie dowierzając. Ocknąłem się dopiero kiedy drobne ramię oplotło mnie w pasie i pociągnęło do tyłu, a niebieskie oczy wypełnione łzami wpatrywały się we mnie ze strachem. Lizzy, dziesięcioletnia dziewczynka, na którą wpadliśmy w jednym ze sklepowych magazynów, od paru dni błąkała się samotnie po stracie rodziców. Nie mieliśmy serca jej zostawić, choć broniła się rękami i nogami.
Być może, gdybyśmy po prostu zostawili ją w spokoju nadal by żyła. Ktoś inny by ją znalazł i się należycie zaopiekował. Ale było, minęło. Nie ma sensu rozważać, co by było gdyby... Czasu cofnąć się nie da.
– Więc mówiłeś, dzieciaku, że skąd jesteś? – zapytał Clay, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Z hrabstwa Jones w Karolinie Północnej.
Biegaczowi udało się mnie dogonić, skoczył i przewrócił mnie, całym swym ciężarem ciała przygniatając do wilgotnej gleby. Gdybym w tamtym momencie nie miał zarzuconego na głowę kaptura, marnie by się to skończyło. Pazerowi udało się jedynie zaślinić bluzę i niestety świeżo upolowanego królika. Tak czy siak odechciało mi się jeść.
Walcząc o życie nie spodziewałem się ujrzeć człowieka, który ni stąd ni zowąd rzucił nożem, trafiając zombie prosto między oczy. Spoglądał na mnie przez ułamek sekundy, a potem tak po prostu sobie poszedł. Szedł jednak wolno, czekając aż się pozbieram i ruszę za nim. Urocze.
– I dokąd zmierzasz?
– Przed siebie.
Po tym jak wyrzuciłem cuchnącą, zaślinioną bluzę, Clay rzucił mi fioletowy damski sweterek, nawet nie pytałem skąd go ma. Było cholernie zimno, a ja nie czułem potrzeby wyglądania męsko, zombie i tak nie zwracają na to uwagi.
Skazani byliśmy na spędzenie nocy w lesie, w ogrodzonym ogrodzie jednej ze zrujnowanych kamienic. Cisza, spokój i brak zombie. Czego by chcieć więcej? Ten stan jednak nie trwał długo, krótko po tym jak zebraliśmy nasze rzeczy, aby ruszyć w dalszą drogę, dobiegł nas dziwny hałas. Drzwi z tarasu prowadziły na długi korytarz, a irytujące skrobanie rozlegało się zaledwie kilka metrów od nas, gdzieś za drzwiami. Clay szedł przodem, czujnie nasłuchując i dzierżąc w dłoni nóż myśliwski. Ostrożnie wszedł do pokoju, a skrobanie momentalnie ustało. Aż podskoczyłem, kiedy między nogami przebiegł szczur.
Teraz dało się słyszeć inny hałas, bardzo dobrze mi znany. Dźwięk pożeranego ciała. Niewielkich rozmiarów pokój łączył się łukiem w ścianie z o wiele większym pomieszczeniem. Na samym końcu tuż obok solidnie wyglądających drzwi pasł się zombie. Z lubością konsumował kolejne części ciała jakiejś kobiety. Clay już zmierzał w ich kierunku, kiedy drzwi się otworzyły, a do środka wpadł niewysoki chłopak. To co się potem wydarzyło było szybkie. Clay błyskawicznie wyciągnął pistolet zza pazuchy, nieznajomy odwrócił się, stając twarzą w twarz z potworem. Skrzywiłem się, kiedy mężczyzna strzelił z broni.
Podbiegliśmy do leżącego na ziemi chłopaka, który wyglądał niczym trup. Niezły kamuflaż. Clay nachylił się nad nim, klepiąc po policzkach, co po chwili pomogło. Zdezorientowany nieznajomy patrzył na nas podejrzliwie.
– Kim jesteście?
– Jestem Eizō, a to jest Clay! – powiedziałem z uśmiechem, ciesząc się na widok kolejnego człowieka.
– Co tu robicie? - zapytał, wstając na nogi i otrzepując kurz z ubrania.
– Co ty tu robisz? - mruknąłem, dokładnie mu się przyglądając. Ciekawie się złożyło, że był mojego wzrostu. Miał też kilka blizn na twarzy, a jedno z oczu miało nienaturalny kolor. – Wiesz, że takie bieganie po budynkach jest niebezpieczne? Gdyby nas tu nie było, mogłaby cię zjeść. Poza tym wypada się przedstawić, my już to zrobiliśmy. No i czemu twoje oko jest takie dziwne? Nie dowidzisz?
Serię moich pytań przerwało walenie w drzwi i przeraźliwe jęki.
– Chyba pora się stad wynosić...
< Evan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz