Długa i męcząca wędrówka rozpoczęta tuż po wschodzie słońca, tego dnia
szczególnie go wykańczała. Po ostatnich odwiedzinach w centrum handlowym
i na komisariacie policji, jego mały plecak stał się co najmniej
pięciokrotnie cięższy. Nie był to jednak powód do narzekania, ponieważ
już dawno nie czuł się tak bezpiecznie względem posiadanych przez niego
rzeczy. Jedzenia miał wystarczająco wiele by przeżyć przez następne dwa
lub nawet trzy tygodnie. Kilka ubrań na zmianę i trochę kosmetyków
również się znalazło. Odwiedzenie jeszcze kiedyś działającej, jednej z
głównych instytucji państwowych, też wyszło mu na dobre. W budynku nic
nie zginęło stąd też amunicji miał sporo, a mały pistolet schował do
tylnej kieszeni od spodni. Nie miał zamiaru zbyt często po nią sięgać ze
względu na to, że zdecydowanie nie była to najcichsza broń więc
zamierzał wyciągnąć ją dopiero w razie nagłej potrzeby. Wciąż uważał, że
kusza i katana, które trzymał przypięte do swojej torby były
najskuteczniejszymi środkami bojowymi jakie w ogóle mogą istnieć. Fakt
faktem coraz ciężej było mu zdobyć strzały do kuszy, a ręcznie robione
nie były wystarczająco efektowne, japoński miecz za każdym razem
załatwiał całą sprawę.
Niestety, nie to było jego największym problemem. Już od miesiąca zmagał się z niedoborem żelaza. Niemal wszystkie apteki i szpitale, które zdołał odwiedzić były całkowicie opustoszałe. W aptekach znajdował jedynie przybory higieniczne dla kobiet, a w szpitalach zginęły nawet ochronne maseczki na twarz. W jego kieszeni schowany był mały pojemniczek, którego lekkość jak i ciche postukiwanie jego zawartości o plastikowe ścianki wskazywały, że w rzeczywistości nie zostało tam już wiele pigułek. Zważając na ich dokładną ilość, Joseph wyliczył sobie dwa dni życia.
Z zamyśleń wyrwał go jednak szelest dochodzący ze wschodniej strony lasu, w którym właśnie przebywał. Doskonale wiedział, co się szykuje. Ale czy był gotowy na kolejne starcie z Nieumarłymi? Jego zwinność i umiejętności były niezawodne, ale czuł się słaby jak nigdy wcześniej. Wraz z mijającymi godzinami świat wirował i stawał się coraz mniej wyraźny. Był sam, musiał liczyć tylko na siebie i swoje możliwości. Nieznane odgłosy były coraz głośniejsze. Chłopak nie chciał się jednak zatrzymać, a wręcz przeciwnie - przyspieszył kroku. W oddali widział zabudowany obszar, do którego starał się dotrzeć przez ostatnie kilka dni. Drogę pomagała mu wskazać mapa. Było to ostatnie miejsce, w którym Joseph mógł odnaleźć lekarstwa i znów poczuć się pełnym sił, a w obecnej chwili nie miał pojęcia czy da radę tam chociażby dotrzeć. Od celu dzieliły go tylko metry. Dziesiątki metrów. Niemal niesłyszalnie starał się stawiać kolejne kroki skradając się przy tym, by zostać niedostrzeżonym przez Nieumarłych. W oddali wznosił się ogromny budynek, a przed nim parking z kilkoma samochodami. To była jego jedyna nadzieja. Pigułki wciąż postukiwały w jego kieszeni nie dając o sobie zapomnieć, jednak chłopak postanowił zostawić je na bardziej radykalną sytuację.
Parking zdawał się być coraz bliżej. Gdyby tylko tam dotarł, mógłby skryć się wewnątrz białego vanu i zebrać choć trochę sił. Kroki stały się o wiele głośniejsze. I co ważniejsze - nie była to jedna para naprzemiennych stąpnięć. Czy to mogło być stado?
Wychodził z lasu, już niemal znajdował się na parkingu, kiedy potykając się o gałąź upadł na ziemię. Za wszelką cenę próbował się podnieść, lecz jego starania poszły na marne. Jego oczy mimowolnie się zamknęły zostawiając za sobą spowijającą się ciemność. Czuł, że zbliża się jego koniec.
Zanim całkowicie stracił przytomność usłyszał strzał, który z pewnością zdołał przywołać gromadę Nieumarłych.
<ktokolwiek?>
Niestety, nie to było jego największym problemem. Już od miesiąca zmagał się z niedoborem żelaza. Niemal wszystkie apteki i szpitale, które zdołał odwiedzić były całkowicie opustoszałe. W aptekach znajdował jedynie przybory higieniczne dla kobiet, a w szpitalach zginęły nawet ochronne maseczki na twarz. W jego kieszeni schowany był mały pojemniczek, którego lekkość jak i ciche postukiwanie jego zawartości o plastikowe ścianki wskazywały, że w rzeczywistości nie zostało tam już wiele pigułek. Zważając na ich dokładną ilość, Joseph wyliczył sobie dwa dni życia.
Z zamyśleń wyrwał go jednak szelest dochodzący ze wschodniej strony lasu, w którym właśnie przebywał. Doskonale wiedział, co się szykuje. Ale czy był gotowy na kolejne starcie z Nieumarłymi? Jego zwinność i umiejętności były niezawodne, ale czuł się słaby jak nigdy wcześniej. Wraz z mijającymi godzinami świat wirował i stawał się coraz mniej wyraźny. Był sam, musiał liczyć tylko na siebie i swoje możliwości. Nieznane odgłosy były coraz głośniejsze. Chłopak nie chciał się jednak zatrzymać, a wręcz przeciwnie - przyspieszył kroku. W oddali widział zabudowany obszar, do którego starał się dotrzeć przez ostatnie kilka dni. Drogę pomagała mu wskazać mapa. Było to ostatnie miejsce, w którym Joseph mógł odnaleźć lekarstwa i znów poczuć się pełnym sił, a w obecnej chwili nie miał pojęcia czy da radę tam chociażby dotrzeć. Od celu dzieliły go tylko metry. Dziesiątki metrów. Niemal niesłyszalnie starał się stawiać kolejne kroki skradając się przy tym, by zostać niedostrzeżonym przez Nieumarłych. W oddali wznosił się ogromny budynek, a przed nim parking z kilkoma samochodami. To była jego jedyna nadzieja. Pigułki wciąż postukiwały w jego kieszeni nie dając o sobie zapomnieć, jednak chłopak postanowił zostawić je na bardziej radykalną sytuację.
Parking zdawał się być coraz bliżej. Gdyby tylko tam dotarł, mógłby skryć się wewnątrz białego vanu i zebrać choć trochę sił. Kroki stały się o wiele głośniejsze. I co ważniejsze - nie była to jedna para naprzemiennych stąpnięć. Czy to mogło być stado?
Wychodził z lasu, już niemal znajdował się na parkingu, kiedy potykając się o gałąź upadł na ziemię. Za wszelką cenę próbował się podnieść, lecz jego starania poszły na marne. Jego oczy mimowolnie się zamknęły zostawiając za sobą spowijającą się ciemność. Czuł, że zbliża się jego koniec.
Zanim całkowicie stracił przytomność usłyszał strzał, który z pewnością zdołał przywołać gromadę Nieumarłych.
<ktokolwiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz