Z początku białowłosy zastanawiał się, czy nie
wyglądał w oczach dziewczyny zbyt wyniośle, nie lubił tego. Maska
nieprzystępnego lidera uwierała go w każdym możliwym aspekcie. Jednak
utrzymanie tego stołka wymagało poświęceń, ludzie wyczuwali słabość lepiej niż
nieumarli.
Zacisnął zęby, by nie opuszczając gardy minąć
tłumy ludzi tłoczące się w korytarzu niczym mrówki. Miał mieszane uczucia co do
przygarniania coraz większych ilości ludzi. Utrzymanie ich przy życiu było
kosztowne i mało praktyczne. Ale przecież nie zostawi ich na pastwę losu.
Przecisnął się pomiędzy grupą rozmawiających
kobiet by dotrzeć do metalowych drzwi szkoły. Pożegnał się z dwoma wartownikami
po czym pchnął jedno ze skrzydeł wydostając się na zewnątrz. Przytrzymał drzwi
pozwalając dziewczynie wysunąć się na przód po czym oboje przebyli dziedziniec
pełen dzieci bawiących się tym, co znalazły w obrębie kampusu. Forty z gałęzi,
zamki z piasku czy klasy wyryte paznokciami w ziemi, mężczyzna mimowolnie
uśmiechnął się, nagle zrobiło mu się tak lekko na sercu. Niespodziewanie jedna
z dziewczynek uporczywie pracujących nad klasami uniosła głowę znad swojego
dzieła, by podrywając się z ziemi krzyknąć - Gdzie idziecie? - Alyssa
najwidoczniej została przez nią wybita z rytmu, gdyż spojrzała na małą nieco
zdezorientowana.
- Idziemy szukać słodyczy. -Rzuciła. Oczy
dziewczynki otworzyły się szerzej po czym zbliżyła się do białowłosej.
- Mogę iść z wami? - Zagaiła młoda,
przestępując z nogi na nogę pełna ekscytacji. Alyssa uśmiechnęła się niepewnie,
spojrzeniem poszukując ratunku w białowłosym. Ethan położył rękę na główce
dziewczynki, ta zdziwiona zadarła ją do góry ukazując zadarty nosek i piwne
oczy. - Dla ciebie mam inną misję. Zbierz wszystkie dzieciaki i zróbcie zawody
gry w klasy. Dasz radę? - Brązowooka gwałtownie potrząsnęła głową na znak zgody
po czym odbiegła dokończyć swoją pracę. Ethan spojrzał na towarzyszkę, w pewnym
sensie dumny ze swoich metod. Dziewczyna uśmiechnęła się z politowaniem,
dobitnie uświadamiając go o fakcie, że trochę za bardzo się rozkleił.
Przeszli przez główną bramę i udali się na
północ, w kierunku Wentachee. Droga była zadziwiająco prosta i pusta. Co jakiś
czas nawiązywała się rozmowa na błahy temat, tylko po to by umilić czas
podróży. Udało im się dotrzeć na miejsce bez narażania życia.
Brama wjazdowa prowadząca do przychodni była
otwarta na oścież. Na parkingu stał samochód, a właściwie to co z niego
pozostało. Z jednej strony rozrastały się drzewa posadzone w prostej linii
wzdłuż posesji. Powietrze w tym miejscu stało w miejscu, budynek sprawiał
wrażenie zupełnie martwego.
- Nie za cicho tutaj? Mówiłeś, że to
niebezpieczna okolica ale tu jest po prostu... pusto. - Alyssa rozglądała się
dookoła, ostrożnie posuwając się do przodu.
- Czyżby ktoś nas uprzedził? - Ethan odgarnął
jasne włosy z czoła, mrucząc pod nosem. Wizja stracenia dobrych paru godzin nie
malowała się różowo. Ominęli główne wejście, jakby bez słów oboje wiedząc, że
jeśli ktoś tam jest to wpakują się w pułapkę. Prześlizgnęli się do bocznego
wejścia, oboje dosłownie przylegając do ściany budynku. Drzwi nie były
zablokowane, co wzbudziło w nich jeszcze większe podejrzenia. Mimo to podjęli
się wejścia do środka. Przez pierwsze minuty badania korytarza było zupełnie
cicho, tak jak na zewnątrz. Jednak im dalej się posuwali, tym płytki pod ich
nogami stawały się bardziej brudne od krwi. Świeżej krwi.
<Alyssa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz