Mężczyzna mocniej zacisnął dłonie na broni,
nie poruszając się ani o milimetr. Jego ręce trzęsły się a głos chłopaka
dochodził do niego stłumiony, jakby ktoś zatkał mu uszy.
Przez całą noc nie zmrużył oka. Bo co on powie
jej mężowi? Jak wytłumaczy jej trzy letniemu synkowi, że mama nie wróci? Jak?
"Sorry młody, zgubiłem twoją matkę i pozwoliłem jej umrzeć" ?!
Wyrzuty sumienia były na tyle silne, by w środku nocy wyciągnąć go z powrotem
do lasu, gdzie zupełnie bezbronny przez ponad godzinę wykopywał przyjaciółce
grób.
Tej nocy każdy odgłos zmuszał go do obudzenia,
każde skrzypnięcie i każdy oddech Joseph'a były dla niego krokami Mary
zbliżającej się po zemstę. Istna paranoja.
Więc by uspokoić psychikę choć na chwilę
zaczął układać niedorzeczną historyjkę oczyszczającą go przynajmniej częściowo
z winy. Był świadom braku jej rzetelności, jednak po trzech godzinach
powtarzania jej i modyfikacji stała się dla niego całkiem prawdziwa.
Prawdziwa na tyle, by sięgnął po broń.
– Ethan, odłóż broń. -Joseph zaczął powoli
podnosić się do góry, próbując go uspokoić gestami. – Przysięgam ci, nie
skrzywdziłem tej dziewczyny. – Białowłosy nadal nie reagował, wpatrując się w
niego wzrokiem bez wyrazu. – Ten nabój, o którym mówisz. Myślisz, że czym
zabiłem tego gościa z wczoraj?! – Ethan zaczął powoli opuszczać pistolet,
wracając do rzeczywistości. Z transu wyrwał go jednak dopiero charakterystyczny
skowyt klikacza, co wywołało natychmiastową reakcję w postaci oddania strzału w
jego kierunku. Przez chwilę wypatrywał celu w celu upewnienia się o jego
eliminacji, dopiero wtedy rzucił broń pod nogi Joseph'a. Ethana przepełniło
zdziwienie, kiedy jego oczom ukazał się chłopak skulony na ziemi, osłaniający
rękoma głowę.
Serce utknęło mu w gardle, gdy po
przysłoniętej rękoma twarzy Joseph'a zaczęły spływać łzy, barwiąc betonowe
podłoże na ciemniejszy odcień. Zrobił kilka kroków do przodu po czym upadł przy
nim na kolana, co wzbudziło w młodszym reakcję w postaci uniesienia głowy do
góry. Ostrożnie położył rękę na jego plecach, poczuł jak tamten zaczął się
trząść.
– Masz rację. Przecież wiem, że tego nie
zrobiłeś. Wiem, jak wygląda rana postrzałowa. Przecież, kur*wa wiem. -Jego głos
załamał się na ostatnim zdaniu, spojrzał na zaszklone oczy białowłosego, by
nagle poczuć kłujący ból w szczęce. Szybko zorientował się w fakcie, że właśnie
dostał z liścia.
– Nie strasz mnie tak, rozumiesz?! – Wybuchnął
młodszy, podnosząc się do siadu. Próbował otrzeć łzy z zaczerwienionej twarzy,
jednak kilka i tak skapnęło mu na ubranie. – Myślałem, że się zastrzeliłeś!
Mężczyzna zamilkł. Nie spodziewał się takiej
odpowiedzi. Wsłuchiwał się w szloch chłopaka, nie będąc do końca pewnym tego,
jak powinien zareagować. – Przywal mi jeszcze raz. – Odezwał się w końcu.
Joseph spojrzał na niego jak na największego wariata na globie. – Tylko mocno.
– W odpowiedzi usłyszał jedynie cichy śmiech młodszego. Nie doszło do
oczekiwanego ciosu, zamiast tego chłopak zacisnął dłonie na jego koszuli by
następnie oprzeć głowę na ramieniu starszego. Ethan niepewnie przytulił go do
siebie, układając głowę na jego jasnych włosach. – Przepraszam. Nie wiem, co we
mnie wstąpiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz