31 lipca 2017

Od Maggie



Był chłodny, pochmurny wieczór. Deszcz już prawie ustał, wiatr jednak wciąż uderzał nieznośnymi porywami. A ja - drobna, niepozorna dziewczyna, właśnie kończyłam rozprawiać się z Bezmózgiem.
Jeden strzał w głowę i było po wszystkim. Jego marny żywot, jeśli można to tak nazwać, dobiegł końca.
Jeszcze chwilę popatrzyłam z wyraźną odrazą wymalowaną na twarzy na leżące teraz na ziemi bezwładne ciało Nieumarłego, po czym ruszyłam dalej przed siebie.
Zaczęło się robić późno; dobry moment żeby wrócić do obozu.
Wlokłam się tak, czując się względnie bezpiecznie. Wyszłam zza zakrętu, patrząc w niebo, udając, że rzeczywistość wcale mnie nie dotyczy.
Co okazało się być błędem, za który mogłam srogo zapłacić.
Przed sobą usłyszałam krzyk. Moim oczom ukazał się Zombie, spoglądający w moim kierunku i aż gotujący się do ataku.
Nie przejęłam się zbytnio. W mojej dłoni już znajdowała się spluwa. Wycelowałam prosto w serce i...
I dupa. Skończyły się naboje.
Chwilę zajęło mi przyswojenie tego co właśnie się stało, jednak gdy tylko to do mnie dotarło, rzuciłam się do ucieczki. Widziałam, że mam nikłe szanse, ale to była jedyna deska ratunku. W desperackim akcie walki o własnej życie wcale nie pomagały mi ciężkie buty, które miałam na nogach. Przeklęłam w myślach samą siebie za to, że zdecydowałam się je dzisiaj założyć.
Zmuszając nogi do jak najszybszego biegu oraz wpadając w losowe uliczki, udało mi się jednak zgubić Nieumarłego. Lecz, tak tylko dla pewności, postanowiłam przesprintować jeszcze kawałek.
Biegłam, patrząc przez ramię za siebie, gdy nagle zatrzymało mnie mocne zderzenie z czymś.
A raczej z kimś.
Okazało się ono tak silne, że aż odepchnęło mnie do tyłu, przez co dosyć boleśnie wylądowałam na plecach. Spróbowałam się podnieść, ale zrobiłam to zbyt gwałtownie, a mój kręgosłup przeszył paraliżujący ból.
Zdyszana patrzyłam w oczy osobie, na którą przyszło mi wpaść, niepewna co teraz powinnam zrobić.


<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy