Był chłodny, pochmurny wieczór. Deszcz już
prawie ustał, wiatr jednak wciąż uderzał nieznośnymi porywami. A ja - drobna,
niepozorna dziewczyna, właśnie kończyłam rozprawiać się z Bezmózgiem.
Jeden strzał w głowę i było po wszystkim. Jego
marny żywot, jeśli można to tak nazwać, dobiegł końca.
Jeszcze chwilę popatrzyłam z wyraźną odrazą
wymalowaną na twarzy na leżące teraz na ziemi bezwładne ciało Nieumarłego, po
czym ruszyłam dalej przed siebie.
Zaczęło się robić późno; dobry moment żeby
wrócić do obozu.
Wlokłam się tak, czując się względnie
bezpiecznie. Wyszłam zza zakrętu, patrząc w niebo, udając, że rzeczywistość
wcale mnie nie dotyczy.
Co okazało się być błędem, za który mogłam
srogo zapłacić.
Przed sobą usłyszałam krzyk. Moim oczom ukazał
się Zombie, spoglądający w moim kierunku i aż gotujący się do ataku.
Nie przejęłam się zbytnio. W mojej dłoni już
znajdowała się spluwa. Wycelowałam prosto w serce i...
I dupa. Skończyły się naboje.
Chwilę zajęło mi przyswojenie tego co właśnie
się stało, jednak gdy tylko to do mnie dotarło, rzuciłam się do ucieczki.
Widziałam, że mam nikłe szanse, ale to była jedyna deska ratunku. W desperackim
akcie walki o własnej życie wcale nie pomagały mi ciężkie buty, które miałam na
nogach. Przeklęłam w myślach samą siebie za to, że zdecydowałam się je dzisiaj
założyć.
Zmuszając nogi do jak najszybszego biegu oraz
wpadając w losowe uliczki, udało mi się jednak zgubić Nieumarłego. Lecz, tak
tylko dla pewności, postanowiłam przesprintować jeszcze kawałek.
Biegłam, patrząc przez ramię za siebie, gdy
nagle zatrzymało mnie mocne zderzenie z czymś.
A raczej z kimś.
Okazało się ono tak silne, że aż odepchnęło
mnie do tyłu, przez co dosyć boleśnie wylądowałam na plecach. Spróbowałam się
podnieść, ale zrobiłam to zbyt gwałtownie, a mój kręgosłup przeszył
paraliżujący ból.
Zdyszana patrzyłam w oczy osobie, na którą
przyszło mi wpaść, niepewna co teraz powinnam zrobić.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz