Światło, które wpadło do pomieszczenia
pokazało jego prawdziwą zawartość. Dziesiątki Zombie, jedne wstawały, a drugie
czołgały się aby dopaść swoją zdobycz i przemienić ją w jednego z nich.
Wyciągnąłem nóż i przeciąłem do połowy szyję Nieumarłego, który na mnie wbiegł.
Podparłem się o pobliski regał, zachowując równowagę. Następna dwójka
nadchodziła. Zacisnąłem nóż, który trzymałem w lewej dłoni i obniżyłem lekko
pozycję. Nie czekałem aż ci łaskawie podejdą, chwyciłem tego z prawej za
nadgarstek i pociągnąłem na Zombie obok. Oboje runęli na regał tworząc małe
domino. Sytuacja nie była ciekawa. Clay zniknął i zostałem tylko ja z Eizō.
Chłopak podniósł się z ziemi i podszedł do mnie.
- No, to co teraz? – zapytał
- Gdzie Clay? Byliście tutaj we dwoje. –
odparłem i przez myśl przeszło mi najgorszy scenariusz. – Zginął?
- Nie, na pewno nie. Był tam. – wskazał szybko
palcem w pobliże okna. – Możliwe, że jest za ścianą.
- Trzeba go stamtąd wyciągnąć i zwiewać. To
musi być jakiś nowy gatunek. Bezmózgi, które zasadzają się na przechodniów? Nie
ma opcji by zyskały inteligencję!
- Teraz o tym myślisz? – parsknął uderzając
zbliżającego się Zombie tasakiem, ciekawe skąd go wytrzasnął. – Lepiej pomyśl w
jaki sposób wydostaniemy się z tego bagna, a raczej Clay’a.
- Clay! Żyjesz? Odpowiedz! –krzyknąłem przyciągając
uwagę kilku Nieumarłych.
- Żyję, smarkaczu! Lepiej zadbaj o własne
bezpieczeństwo! – głos był lekko zagłuszony, ale to z pewnością był on.
- Jest za ścianą. Oczyśćmy te płotki i pomóżmy
mu. – powiedziałem, a Eizō bez odpowiedzi od razu ruszył na przód wymachując
tasakiem na lewo i prawo.
- Nie! Idźcie, zostawcie mnie tutaj! –
krzyknął Clay.
- Dlaczego?
- Nie ma takiej opcji, Clay! – zaprzeczył
chłopak. – Wyjdziemy z tobą!
- Ty to w ogóle siedź cicho. – zarzucił ostro
mężczyzna. – Dla mnie nie ma już ratunku, użarł mnie skurczybyk. – jego głos
był bez uczuć, jakby dusza opuściła swoje naczynie i zostawiła je na pastwę
losu.
- Clay, nie wyjdę bez ciebie! – krzyczał dalej
Eizō
- Eizō, jeżeli został zakażony nie mamy jak mu
pomóc… Możemy mu jedynie skrócić męki.
- Zaraz skrócę twoje jak mi nie pomożesz. – odparł
szorstko, czułem jak jego gniew rośnie z każdą chwilą.
- Musimy iść póki mamy szansę!
- Musimy go ratować póki możemy!
- Słuchaj do cholery. Wyczyść uszy, a może to
usłyszysz. – pociągnąłem go lekko za lewe ucho i wskazałem palcem pomiędzy
trzema Zombie. – Spójrz tam, widzisz go? To Nietoperz. Kuli się tam w kącie i
wyje. Zaraz tu będzie więcej tych choler!
- Sam powiedziałeś, że to płotki tak więc
odwal się, tchórzu.
- Prosiłeś się o to. – odparłem oburzony i
zadałem mu mocny cios w brzuch. Chłopak ugiął się w bólu i upadł na kolana,
obejmując brzuch skulił się w katuszy. Złapałem go pod pachami i zacząłem
ciągnąć go do wyjścia. – Zrozum, nie da się go uratować. Nie chcę cię
zostawiać, ale jeżeli nadal będziesz stawiać opór nie będę ci przeszkadzać w
umieraniu.
<Eizō?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz