21 lipca 2017

Od Evan'a CD Eizō

– Oczywiście. – Odpowiedziałem, po czym schyliłem się do plecaka, którego wcześniej położyłem obok krzesła i szperając chwilę wyciągnąłem mapę. Stara, zniszczona, ale wciąż dobra. Rozłożyłem ją na kolanach i zacząłem jeździć po niej palcem. – Znajdujemy się w południowej części lasu Wenatchee, najbliżej nam to Ellensburg jednak nie znam stanu tego miasta. Może być zainfekowane po uszy, pewnie nie chcecie iść w niepewne miejsce…
– Nie, wolimy sprawdzone miasta. A to? – Clay wskazał na miasto oddalone na zachód od Ellensburg. – Seattle. Wygląda na stolicę.
– Niestety stolicą nie jest, ale mogę zapewnić, że nie znajdziemy tam wiele Zombie. Rzadko tam bywam, ale mój stary przyjaciel z drużyny Trzmieli często tam chodzi. Dostaję od niego maile o stanie co parę tygodni.
– Kiedy ostatni raz otrzymałeś takową wiadomość?
– Em, chwila sprawdzę. – Wyciągnąłem telefon z kieszonki w środku plecaka. – Prawie 5 tygodni temu, ale to normalne. Zwykle dostaję je po 6-7.
Mężczyzna wyglądał na lekko zniesmaczonego, ale chyba spodobał mu się własny wybór. Seattle jest otoczone wodą z dwóch stron, jak dla mnie to miasto turystów ze względu na liczne plaże. Tak, nawet pomimo apokalipsy ludzie się tam opalają. Raz się żyje, więc czemu by nie skorzystać, prawda? Zabrałem swoje manatki oraz nowy nóż ze składziku, mam tam swoją skrytkę więc nikt mi się nie dobierze do moich rzeczy, nie ważne jak bardzo dokładnie by szukał. Wychodząc rozejrzeliśmy się czy w okolicy niczego nie ma, niczego podejrzanego. Czysto.
– Wiecie, to trochę daleko może weźmiemy samochód? – Zapytałem
– Umiesz prowadzić? – Zdziwił się Eizō
– Nie, ale kiedyś próbowałem na symulatorze samochodowym.
– Dziecko, to nie jest zwykłe przekręcenie kluczyka, pociągnięcia za skrzynię biegów i naciśnięcie pedału gazu, wiesz o tym? – Powiedział jednym tchem.
– Chyba… Tak. – Odparłem szczerze.
– Eh… Ta dzisiejsza młodzież… - Clay najwidoczniej był załamany moją odpowiedzią, masował sobie miejsce styku czoła i nosa. Widywałem już ten tik, najczęściej mają go właśnie starsze osoby. Podobno relaksuje i uspokaja.
– No dobrze, dobrze… Nie będzie samochodu, pieszo przynajmniej stracimy parę kalorii… - Wymamrotałem.
Niecałe 40 minut później byliśmy w obrębach miasta. Cisza, spokój, wymarzona chwila w tych czasach. Nie traciliśmy jednak czujności, życie nam jeszcze miłe. Szliśmy umiarkowanym tempem, po drodze spotkaliśmy kilku wędrowców, większość z nich była Trzmielami. Dotarliśmy do jakiegoś niedużego sklepu, Bumblebee. Clay i Eizō weszli do środka, a ja zostałem na czatach. Sekundy mijały i nagle usłyszałem jak telefon w plecaku mi wibruje. Wolałem nie włączać głosu aby nie ściągnąć Zombie, ale wibracje również nie były dobrym pomysłem. Ściągnąłem plecak i położyłem na ziemię, w przykucniętej pozycji wyciągnąłem komórkę. Moje jedyne oko zostało oślepione przez światło ekranu. Jęknąłem cicho i mrugając próbowałem się przyzwyczaić. Dostałem wiadomość od starego przyjaciela z Trzmieli.
„Jak tam życie? Trzymasz się jeszcze? Mam nadzieję, że tak. Tutaj u Trzmieli cisza i spokój, kilka Zombie się pojawia, ale to pikuś. W Seattle ostatnio źle się dzieje… Zwiększyła się ilość Nieumarłych i to nie kilka! Jest ich o wiele więcej. Jeżeli będziesz się tam wybierać bądź czujny. Nie daj się im pożreć.
Do usłyszenia, Jay”
Ręka mi zdrętwiała. Odkąd tutaj jesteśmy nie napotkaliśmy żadnego Zombie… To nie są dobre wieści…
– AAARGHHHHHH!
Momentalnie wstałem. To Clay. Właśnie pomyślałem o najgorszym. Wrzuciłem telefon luzem do plecaka, zarzuciłem go na prawe ramię i wbiegłem do środka sklepu trzymając dłoń na nożu schowanym w pochwie.

<Eizō co tam się dzieje?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy