29 lipca 2017

Od Evan'a CD Eizō



- To wszystko twoja wina. – chłopak zaczął szarpać mnie z kurtkę. Krzyczał coś, ale było niezrozumiałe przez jego rozpaczliwy szloch. Dysząc ciężko zaprzestał jakichkolwiek ruchów. Położył głowę na moją klatkę piersiową i zaczął przeklinać. Sam już nie wiedziałem, czy klął na ten cholerny świat, na mnie, czy na swoją bezsilność. W jego sercu panowała burza emocji. Nie wiedząc jak zareagować spoglądałem w niebo. Czy tam ktoś w ogóle jest? Czy ktokolwiek martwi się o nas, ludzi? Jeżeli istnieje Bóg, najwidoczniej ma nas głęboko w dupie. Marszcząc brwi westchnąłem cicho i mimowolnie objąłem Eizō. Cóż innego mi pozostało.
- Clay zginął, ale my żyjemy. – wydusiłem w końcu.
- Powtarzasz się, ciołku. – wymamrotał chłopak ocierając łzy, które i tak nie zniknęły.
- Muszę, aby dotrzeć do twojej pustej mózgownicy. Nadal jestem zdania, że dwie jednostki to nie jedna.
- W dupie mam twoje zdanie. – warknął. Zacisnął dłonie, w których wciąż trzymał moją kurtkę. Nie minęła chwila, a Eizō podniósł się natychmiastowo pociągając mnie w górę, jakbym był zwłokami.  – No, to może zechcesz się teraz poświęcić dla mnie?! – odrzucił mnie na ziemię i wskazał palcem na zachód. W oddali zbliżała się nieduża gromadka Zombie, ale wśród nich spostrzegłem rosłą postać. Maczo. Nieciekawie, mały nożyk nie wystarczy na tego bydlaka. Odwracając się spostrzegłem, iż rudzielec zaczął iść w przeciwną stronę w umiarkowanych chodzie. Nie mogłem tak po prostu zostać zmieszany błotem, nie przystoi to liderze. Wstałem, otrzepując się z kawałków ziemi zacisnąłem pięści i podbiegłem do Eizō. Chwyciłem go za ramię i odwróciłem w moją stronę.
- Nie mam zamiaru się poświęcać dla jakiegoś wyrośniętego bachora. Żeby było kurwa jasne albo idziesz ze mną, albo zostajesz tu i zdychasz. – dawno nikt mnie tak nie zdenerwował… Gniew źle wpływa na moją psychikę.
- Nie będę tańczyć jak mi zagrasz! – krzyknął i odrzucił moją rękę z ramienia.
Naszą sprzeczkę przerwało nagłe wycie. Oboje spojrzeliśmy na zbliżającą się hordę. Znacznie przyspieszyła, jeszcze chwila i żaden z na się nie uratuje. Zacisnąłem zęby i spojrzałem stanowczo na chłopaka.
- Zadam ci teraz proste pytanie, chcesz żyć czy stać się tym czymś? – wskazałem na Zombie. Eizo milczał, a więc uznałem to za odpowiedź pozytywną. Chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. – Radzę ci użyć nóg, bo nie mam zamiaru cię wlec jak wcześniej. Nie wyglądasz na wolnego, tak więc streszczaj się.
Rudzielec miał naburmuszoną minę, ale posłuchał. Najwidoczniej wola przeżycia pchała go do przodu. Wybiegliśmy z głównej uliczki, znaleźliśmy się na skrzyżowaniu. Południowa droga, prowadząca na most, była zniszczona, natomiast dwie inne nie wyglądały ciekawie.
- Którędy, wybieraj. – powiedziałem nie mając zamiaru się kłócić.


<Eizō?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy