22 lipca 2017

Od Ethan'a CD Joseph'a

Mężczyzna lekko się przestraszył kiedy chłopak złapał go za ramię i zaczął osuwać się w dół. Szybko złapał go za łokcie utrzymując go w górze. Spojrzał na jego bladą jak ściana twarz oraz roztrzęsione nogi. – Jesteś tu sam? – Białowłosy jedynie kiwnął głową. – Oszalałeś? Na co jesteś chory? – W mgnieniu oka chłopak wyrwał ręce z jego uścisku by następnie spojrzeć mu w oczy z determinacją na jaką jeszcze pozwalało mu osłabienie.
– Dzięki, już mi lepiej. – Mruknął, wygrzebując butelkę wody w której po chwili zatopił swoje prawie fioletowe usta. Ethan przyglądał mu się przez chwilę, właściwie bez większego powodu.
– Tak bardzo chcesz zginąć? – Prychnął. Chłopak podniósł brązowe oczy znad butelki, znów wbijając w niego wzrok.
– Słuchaj. Podziękowałem ci już, ok? Przyszedłem tu po leki, nic mi nie będzie. – Prychnął chowając butelkę do plecaka. – Możesz mnie zostawić. – Dodał.
– Wiesz, właściwie to ten budynek jest też moim celem. – Białowłosy podszedł do drzwi po czym kopnął w nie, upewniając się o tym, że były zamknięte. – Więc masz dwie opcje. – Kontynuował, zbliżając się do niższego chłopaka. – Jeden. Zawiążemy chwilowy sojusz i weźmiesz co zechcesz, plus oddam ci potrzebne ci leki jeśli je znajdę. I dwa. – Delikatnie zbliżył twarz do głowy chłopaka. –Zrobisz co ci się żywnie spodoba ale zabiorę w s z y s t k o. – Bingo, chłopak zmarszczył brwi zaciskając ręce w pięści po czym wbił wzrok w ziemię.
– Dobra, dobra. Niech będzie. - Ethan przyglądał się, jak chłopak zbiera białą grzywkę z czoła, zawieszając wzrok a to na jego ramionach, dłoniach czy szczupłych nogach. Nagle otrząsnął się by łapiąc za karabin wybić jedną z szyb budynku jego tylną częścią. Niższy chłopak podskoczył do góry, nie spodziewając się huku. – No, to idziemy. – Oznajmił mężczyzna, zapraszając go ruchem głowy. – A, właśnie, jak mam się do Ciebie zwracać?
– Joseph. – Odparł, podchodząc bliżej. – A ty to kto?
– Ethan, ale możesz mi mówić Mistral jeśli ci wygodniej. – Joseph przekrzywił głowę na bok, uśmiechając się lekko. Wyglądał cholernie uroczo.
– Mistral? Będę wołać “misiek.” – Zaśmiał się. Ethan zdawał sobie sprawę z tego że chłopak sobie z niego drwi, ale jakoś go to nie ruszało.
– Wołaj mnie jak chcesz, oby głośno. – Białowłosy wdrapał się na parapet po czym omijając pozostałości szkła wskoczył do środka, chłopak podążył w ślad za nim. Włączył latarkę, gdyż w budynku było jeszcze ciemnawo. Widoczne były jedynie drobiny kurzu unoszące się ku górze.
Mężczyzna ruszył przed siebie oświetlając ściany opadające z tynku oraz pożółkłe płytki pod ich nogami. Zaczęli przeczesywać piętro, Ethanowi udało się znaleźć amunicję i opatrunki. W drzwiach do sal nie było żadnych dziur, w większości były one zablokowane. Białowłosemu udało się wyważyć kilka z nich, jednak reszta była nie do ruszenia. Joseph zostawił go na chwilę samego w jednym z pokoi, wyjął więc telefon sprawdzając, czy Mary nie postanowiła się odezwać. Nic. Cisza. Brak zasięgu. Rozejrzał się po sali, wyglądała na pokój pielęgniarek. Na biurku tak jak na podłodze ścieliły się masy notatek i dokumentów. Na ścianie wisiał kalendarz z miejskim krajobrazem, zatrzymał się na 27 Marca 2073. – Znalazłeś coś? – Joseph przejechał ręką po futrynie drzwi.
– Jeśli przez “coś” masz na myśli leki to nie. – Odparł, przysiadając na biurku. – Trzeba przeszukać drugie piętro. – Spojrzał z politowaniem na ledwie trzymającego się na nogach chłopaka. – Dasz radę?
– Jasne, chodźmy. – Joseph ruszył przodem, Ethan szedł za nim z bronią w rękach. Wokół schodów leżała masa pogniecionych, metalowych łóżek i pościeli. Było względnie cicho, jedynie stare schody skrzypiały pod naciskiem ich stóp. Niespodziewanie chłopak odwrócił się w jego stronę, widział jakby w zwolnionym tempie jak złapał go za ramiona i pchnął do tyłu. – Padnij! – Zaczął lecieć do tyłu, kula śmignęła kilka centymetrów nad jego głową. Nie, nie złapał magicznie równowagi. Nie strzelił w locie. Spadł ze schodów, odbijając się od jednego ze stopni trzasnął o ziemię z ogromną siłą. Przetoczył się, przez chwilę wszystko było rozmazane, nie słyszał nic prócz okropnego pisku w swojej głowie. Próbując się podnieść poczuł okropny ból na karku, ku jego zdziwieniu ostrzał ustał. W oczy rzuciło mu się ciało leżące na schodach, a nad nim podłużny ślad krwi pozostawiony na stopniach.
– Żyjesz? – Odwrócił głowę, by dostrzec Joseph'a przysiadającego na ziemi obok niego.
– Ta, dzięki za uratowanie dupy. Był sam? – Chłopak kiwnął głową. Ethan dostrzegł rany na jego rękach oraz sporą plamę krwi na koszulce. – Jesteś ranny. – Bez zastanowienia podniósł jego koszulkę do góry by opatrzyć ranę.


<Joseph? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy