23 lipca 2017

Od Eizō CD Evan'a



Poczułem ulgę, kiedy dotarliśmy na miejsce. Ostatnie dni ciągłej wędrówki wdały się we znaki, plecy bolały od dźwigania, nogi od chodzenia, a tyłek od twardej ziemi. Jak wrócę do Wilków to porządnie odpocznę, a przynajmniej mam taką nadzieję, bo ostatnio coraz więcej braków w zapasach, coraz więcej chorych i niezdolnych do pracy~ Że też te cholerne Zombie nie dają ani chwili wytchnienia.
Sklep Bumblebee nie był za duży, ale na pierwszy rzut oka dobrze zaopatrzony. Wywnioskowałem to z w większości pełnego asortymentu, na który połakomiłby się każdy. Kiedy przekroczyliśmy zakurzone drzwi wejściowe, naszym oczom ukazał się ciemny, podłużny korytarz, wypełniony stojakami ze słodyczami. Z radością chwyciłem za wiszące na haku reklamówki i zacząłem wrzucać do nich żelki i lizaki. Trzeba korzystać ile można, póki ma się okazję. Nie zwracałem przy tym uwagi na Clay’a, który ruszył do głównej części sklepu, uważnie się rozglądając. Włącznik światła nie działał, więc posłużył się światłem z latarki, aby cokolwiek widzieć.
– Czysto!
­­­ – Rozejrzyj się za jakimiś lekami albo coś! – krzyknąłem w odpowiedzi, ładując dwie pełne reklamówki do plecaka.
– Po lewej jest magazyn, sprawdzę go.
Nie znajdując nic więcej użytecznego, podążyłem za Clay’em. Z kieszeni spodni wyciągnąłem małą latareczkę, której jeszcze jakimś cudem nie zgubiłem. Wątły promień światła nie dawał jakiejś super widoczności, ale mogłem dostrzec panujący na podłodze burdel. Poprzewracane regały, porozrzucane artykuły, zeschnięta krew oraz martwe zombie.
A ten tutaj wyglądał nadzwyczaj paskudnie. Otwarte oczy miały jasną, wręcz białą barwę, a zgniła skóra przybrała czarny kolor. W jego pierś do połowy wbity był tasak, który od razu mi się spodobał. Taką bronią jeszcze nie miałem okazji walczyć. Ostrożnie nachyliłem się nad trupem, lewą ręką wciąż trzymając latarkę, a prawą sięgając po ostrze. Pociągnąłem delikatnie, jednak nie ustąpiło. Dopiero kiedy włożyłem w to więcej siły, zdołałem tasak wyciągnąć. Nie pominąłem przy tym cichego okrzyku triumfu. Nie spodziewałem się jednak, że Zombie  zechce walczyć o swoją własność.
Nieumarły rzucił się na mnie i runęliśmy razem na podłogę. Przez chwilę dzwoniło mi uszach od przywalenia głową w podłogę, jednak byłem na tyle przytomny, aby jedną ręką odpychać szamotającego się potwora. Niestety w efekcie zaskoczenia nowo zdobyta broń zdążyła wypaść mi spomiędzy palców. Nie minęło kilka sekund, a dookoła zaczęło rozbrzmiewać więcej jęków i syków. Czułem jak moje serce bije niczym oszalałe, ale kiedy usłyszałem krzyk Clay’a, miałem wrażenie, że na chwilę zamarło.
– Clay! – krzyknąłem rozpaczliwie, starając się na ślepo wymacać tasak. Latareczkę przesunąłem między palcami, tak aby skierować promień światła na atakującego mnie zombie, nie chciałem przypadkiem podsunąć mu się pod zęby.
 Po mojej prawej stronie usłyszałem głośny jęk, coś szurało zaledwie dwa lub trzy metry dalej. Nigdy nie byłem wierzący, ale w tamtej chwili zacząłem się modlić, o ile bezsensowne mamrotanie można by nazwać modlitwą. Nie czekając na łut szczęścia, wymierzyłem zombiakowi latarkę w oko, wkładając w to tyle desperacji ile zdołałem. Żołądek prawie podszedł mi do gardła, kiedy ochlapała mnie śmierdząca krew. Kiedy próbowałem wygrzebać się spod przygniatającego mnie, tym razem już naprawdę martwego, cielska, dobiegł mnie odgłos kroków i krzyk Evana. Ni stąd ni zowąd do pomieszczenia nagle wpadło światło, jakiś truposz przypadkiem odsunął zasłony, kiedy zakrwawiony Clay go od siebie odepchnął.


< Evan? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy