Wszystko to, co działo się później, widział
jak przez mgłę. Słyszał czyjś głos, przyjemny dla ucha, męski, głęboki, echem
odbijający się w jego głowie. Szum i niejasne słowa były jak cofająca kaseta
VHS. – ...słyszysz mnie? Wszystko w porządku? –
czując czyjś dotyk na swoich policzkach delikatnie rozchylił powieki, a jego
świat, który miał przed oczami, powoli zaczął stawać się dostrzegalny. Wciąż
rozmyty, lecz wystarczająco wyraźny by móc ujrzeć sylwetkę osoby będącej tuż
przed nim. Nie miał szans by dokładnie przyjrzeć się jego twarzy aczkolwiek
bezproblemowo mógł zaobserwować smukły zarys postaci o równie białych włosach
jak i jasnej cerze. Otaczająca go przestrzeń przestała wirować, co pomogło mu
ustalić swoje położenie. Z oddali dostrzegał biały samochód, który jeszcze
kilka chwil wcześniej był miejscem, do którego starał się dostać. A teraz? A
teraz niemal leżał u stóp swojego głównego celu.
Jednak co ważniejsze – co miał począć w
zaistniałej sytuacji? Nie miał siły by jakkolwiek się ruszyć. Jego krótkotrwała
utrata przytomności osłabiła go całkowicie. – ...porządku? - usłyszał ponowne
pytanie, którego choć część zdołał zrozumieć.
– Za… tob… – Joseph zebrał się w sobie by móc
wykrztusić z siebie choć słowo. Nieznajomy odwrócił się i pospiesznie sięgając
za swoją broń oddał idealny strzał w skroń zbliżającego się w ich stronę
zombie. Bezwładne ciało opadło na ziemię, a huk spowodowany wystrzałem z
pistoletu od razu wybudził drobnego chłopaka z jego krytycznego stanu. Pierwsza
rzecz, która szczególnie rzuciła mu się w oczy, to niepewność kryjąca się w
jego oczach, gdy Joseph próbował wyciągnąć dłoń w jego stronę. – N-nie jestem
ugryziony. – zapewnił, czego tak naprawdę sam nie był przekonany. Na swoim
ciele nie miał jednak żadnych śladów po ugryzieniach ani otwartych ran, które
mogłyby zostać zainfekowane. Nie towarzyszyły mu również żadne bóle, mdłości
ani gorączka. Dla niego był to tylko krótki moment nieuwagi, jednak w tym
świecie wszystko zmienia się w mgnieniu oka. Trzeba być nieustannie uważnym i
skupionym. Nie tak jak na uczelni, by zdać egzaminy. Teraz toczyła się walka o
ludzkie życie, którego obecna sytuacja tylko pokazuje jak niską ma wartość i
jak niewiele potrzeba by je stracić.
Stale zbierając w sobie siły próbował podnieść
się ze swojej dość niewygodnej pozycji, w której wcześniej ułożył go
nieznajomy, starając się przy tym zrzucić ze swoich pleców niewygodny ciężar w
postaci plecaka, w którego wnętrzu znajdowała się butelka wody będącej mu na
chwilę obecną niezwykle potrzebna. W kieszeni wciąż trzymał pojemniczek z
pigułkami choć wciąż nie był do końca przekonany czy jest to odpowiednia
sytuacja by je przyjąć. – ...pomóż mi. - szepnął, gdy bezradność wzięła nad nim
górę. Nie oczekiwał wiele. Potrzebował tylko chwili wsparcia, lecz na tyle
długiej, by jego stan fizyczny mógł się ustabilizować, a następnie dziękując za
otrzymaną pomoc mógł samotnie odejść w poszukiwaniu lekarstw i schronienia.
Nie chciał się przywiązywać.
Nie chciał, by zmarł jego kolejny towarzysz.
Nie chciał mieć kolejnej krwi na rękach.
<Ethan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz