Na środku drogi położyłam radio, po czym
szybko wyszłam na dach. Pułapki zostały rozstawione. Włączyłam przyciskiem
radio i czekałam aż się zbiegną, nie musiałam długo czekać. Kilka hord się
zbiegło naliczyłam tak około setki. Sporo. Ustawiłam, włożyłam wybuchające
pociski, wycelowałam i strzeliłam w parę głów. Schowałam się, wybuchy były
potężne. Gdy ponownie spojrzałam przez celownik wszędzie krew i skrawki ciał.
Spojrzałam dalej pusto. To idziemy dalej, czyli teraz jest już 3489 zabitych.
Spakowałam do torby snajperkę rozłożyłam ją na części. Założyłam plecak i
zeszłam po schodach pożarowych na dół. Poszłam do supermarketu. Wzięłam
wrzuciłam do torby, butelki wody, alkoholu, papierowy żywność. Za tyłach miałam
samochód opancerzony wszystko do niego wrzuciłam.
- Może tyle starczy. - wsiadłam do samochodu i
ruszyłam droga była pusta. Zatrzymała się między budynkami. Weszłam po schodach
przeciwpożarowych na dach. spojrzałam czy są jakieś nie było. Usłyszałam odgłos
podeszłam zombie i jakiś chłopak ucieka. Nie przeskoczysz za mały rozbieg. W
ostatniej chwili go złapałam i wyciągnęłam na dach.
Chłopak zrobił niezłego hałasu.
- Narobiłeś strasznie dużo hałasu... -
podeszłam do krawędzi i rozejrzałam się.
-Ale przynajmniej już sobie odpuścili.
- Ta... Dzięki za pomoc. - powiedział,
próbował się uspokoić. Biedny.
- Gdybyś się bardziej rozpędził to byś
przeskoczył. - powiedziałam i podałam mu rękę. Spojrzał na mnie to na moją
rękę, ujął ja po dłuższej chwili namysłu i się podniósł. Spojrzałam na niego
musiałam podnieść głowę był stanowczo za wysoki. Podeszłam do krawędzi nie było
niczego na drodze, to w takim razie można zejść. Pokazałam mu ręką, że ma iść
za mną i być cicho o ile tak umie. Gdy już mieliśmy iść do samochodu zagrodził
nam drogę zombie. Stanęłam przed chłopakiem, wzięłam pistolet z tłumikiem i
strzeliłam w głowę. Trafiony zatopiony. Podeszłam do trupa, przekręciłam go i
wyjęłam portfel.
- Joe Martin, nauczyciel, dwójka dzieci i
żona. Źle trafiłeś Joe, nie byłeś przygotowany. Teraz jesteś w lepszym świecie.
- wstałam i spojrzałam na chłopaka. - Idziesz czy będziesz tak stać? - Ruszył
się, podeszłam do samochodu, wgramolił się na przednie siedzenie. Pojechałam w
kilka miejsc coś załatwić.
Oczywiście sklep z bronią, elektronika,
supermarkety, centrum handlowe.
- Ava, a ty.
- Conor.
- Dobra, jeśli chcesz możesz zostać w
samochodzie, ja muszę iść do centrum handlowego. To zostaniesz tak? - spytałam,
parkując za centrum handlowym.
- Idę z tobą. - oczekiwałam tego, to dobrze
nie boi się. Wyszłam wzięłam drut oraz cienkie linki i rozprowadziłam je tak,
aby zombie nie przeszły a, jak już to linki je przetną. Weszłam od tylu do
centrum, przeszła kawałek i sprawdziłam, czy ktoś jest. Spojrzałam po sklepach,
są puste. Podeszłam po wózek. Wchodząc do sklepów brałam ubrania, małe ubrań,
czasem się trafił zombie.
- Pamiętaj, miej tłumik, a jak chcesz zabić
ich nożem to zrób to.
***
Siedziałam na masce samochodu przy rzece. W
centrum handlowym było sporo zombie, ale jak się jest cicho to oni was nie
widza. Nawet jak zobaczą to po cichu da się ich zabić. Conor dalej był ze mną,
ciekawe gdzie trzeba go zabrać, albo porzucić. Spojrzałam w niebo. Przejrzyste,
niczym nie jest zbrukane. Nie to, co kraje.
- Conor. - wypaliłam
- No.
- Gdzie chcesz jechać? Gdzie mam cię zabrać?
Jakieś konkretne miejsce? - leciało pytanie za pytaniem.
Spojrzałam na niego, ma jakieś 190 cm wzrostu.
Mega wysoki. Mięśnie, blizny na dłoniach. Złapałam go za dłoń, czułam na sobie
jego spojrzenie. Przejechałam kciukiem po jego bliźnie, raz za razem. Ciekawe co
mu się stało. Patrzyłam na jego dłonie i nie dałam mu ich wyrwać. Dopiero po
chwili przysunęłam go musiał się schylić, a ja go przytuliłam. Szepcząc —
Musiało cię spotkać wiele smutnych wydarzeń, przykro mi. - jeszcze chwile go
przytulałam, ale po chwili puściłam. Ponownie się położyłam.
< Conor? Conor co dalej, gdzie chcesz się
wybrać? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz