18 sierpnia 2017

Od Ethan'a CD Joseph'a

Mężczyźnie udało się zawadzić spojrzeniem na twarz chłopaka tylko przez krótką chwilę, następnie ten spuścił głowę przybierając skwaszony wyraz twarzy. Starszy przez chwilę bił się z natłokiem słów pocieszenia nawijających mu się na język. Smutek na twarzy Josepha wywoływał u niego coś podobnego do odczuć zmartwionej matki. Dobrze wiedział jednak, że żadne jego gadanie nie zwróci białowłosemu ukochanej osoby. Nie poskłada też serca.
Uniósł brwi przybierając współczujący wyraz twarzy. Dopiero chwila dobijającej ciszy uświadomiła mu, iż Joseph jednak oczekuje od niego jakiejś odpowiedzi.
Podniósł się, zwracając tym na siebie uwagę chłopaka. Dłonie starszego delikatnie ześlizgnęły się po barierce, ta natomiast zatrzęsła się pod naporem jego ciała, sprawiając wrażenie jak gdyby miała natychmiast się oderwać by pozwolić Ethan’owi spaść.
- Szczęście jednej osoby zawsze odkupuje nieszczęście innej. - Westchnął, odwracając się przodem do Josepha. - To się dobraliśmy, nie? - Zaśmiał się ponuro, opierając łokcie o barierkę. Joseph uniósł głowę do góry. Widocznie Ethan’owi udało się oderwać go od głębokich myśli prostym, jednocześnie działającym zagadnieniem. - Widzisz, mnie się tu bardzo podoba. Pasożytuję sobie na stratach innych i żyję sobie w najlepsze z tą świadomością. - Zaśmiał się sztucznie. Pierwsza część zdania była szczerą prawdą, druga zaś nie tak do końca oczywistym kłamstwem.
- Nie pomyślałeś nigdy, jak by to było, gdyby ta cała epidemia nie miała miejsca? - Joseph ociężale dźwignął się do góry, przystając zaraz obok starszego. Ethan uniósł jedną brew do góry, by po krótkiej chwili odrzec:
- W najlepszym wypadku ledwie wiązałbym koniec z końcem za nauczycielską pensję i żył swoim nudnym życiem, zaręczony z jakąś dziewczyną z sąsiedztwa. A ty, jak myślisz?
- Byłbym aktorem. Zwiedziłbym świat wzdłuż i wszerz...razem z NIM. Chodziłbym po leki do apteki a moje życie przestałoby się kręcić wokół anemii. - Westchnął nawiązując kontakt wzrokowy z Ethan’em. Starszy przygryzł wargę na kolejne wspomnienie o chłopaku Josepha. Ilu on ich tam jeszcze miał?!
- Na pewno by tak było. - Uśmiechnął się. - Chętnie zobaczyłbym cię na wielkim ekranie. - Przyjaźnie poklepał młodszego po ramieniu odrywając się od barierki. - Masz może ochotę na spacer? - Zagadnął nagle.
- O tej porze? Jest już ciemno. - Mruknął Joseph, ruchem głowy wskazując na krajobraz śpiącego miasta rozciągający się za jego plecami.
- Nie wyglądasz na takiego, który ma zamiar spać. - Joseph skrzywił się niezadowolony, nie wystosował jednak żadnych słów oporu. - Zgarniemy coś do jedzenia i wrócimy. Wiem, że jesteś zmęczony tym wszystkim. - Dodał łagodniejszym tonem, by następnie wejść w głąb mieszkania. Chłopak jeszcze chwilę tkwił na balkonie. Dołączył do Ethan’a dopiero, gdy ten już ubrany chował nóż za pasek, nie czując potrzeby noszenia innej broni wewnątrz miasta.
Wkrótce niezbyt spiesznym krokiem opuścili budynek. Ethan powiódł niczego nie świadomego Josepha drogą naokoło prowadzącą przez mur tylko po to, by przedłużyć czas spędzony poza mieszkaniem.
Gdy znajdowali się już spory kawałek od głównej bramy, ich spokojną przechadzkę niczym piorun przerwał wystrzał z broni palnej. Ich oczy zwróciły się w dół na miasto. Starszy wstrzymał oddech, z daleka zauważając nieumarłych oraz otwartą na oścież bramę.
- Co do ch*lery?! - Podburzony badał wzrokiem opustoszałą okolicę.
- Nie miało tu być przypadkiem czysto?! - Warknął Joseph, szarpiąc go za ramię. Nie było mowy o tym, by nieumarli sami rozbroili bramę. Nie mogła ona również być uszkodzona, w końcu codziennie ktoś ją sprawdzał. -Ktoś ich tu wpuścił. - Oznajmił skonsternowany. - Szybko, musimy się dostać do broni. - Szarpnął młodszego do przodu, po czym puścił się biegiem z powrotem w stronę bramy.


<Joseph?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy