11 sierpnia 2017

Od Ethan'a CD Joseph'a

Ze snu wyrwał mężczyznę nagły ból z tyłu głowy, najwyraźniej odezwał się niedawny upadek ze schodów. Zakaszlał, ociężale podnosząc się do góry. Rozmasowując bolące miejsce, jeszcze nie do końca kontaktując spojrzał po sobie, by następnie rozejrzeć się dookoła.
Przed nim, aż po sam horyzont rozciągał się malowniczy las. Liście podrygiwały lekko poruszane przez chłodny wiatr. Czuł jego chłodny powiew na swojej twarzy. Przymknął delikatnie powieki po czym wziął głęboki wdech, po czym zrobił długi wydech, niczym ten przy paleniu papierosów. To miejsce wywierało na nim dziwne wrażenie. Jakby jakaś nieznana choroba wyżerała go od środka, po cichu podszeptując do ucha by po prostu się położył i czekał na śmierć.
Otworzył oczy, przenosząc wzrok na Josepha. Przysiągłby, że ostatnim razem był bliżej.
Chłopak również spoglądał w dal, z głową opartą na własnych kolanach. Ethan przez chwilę przyglądał się jego sylwetce, na tle jasnego tynku budynku wyglądał na jeszcze bardziej bladego niż wcześniej. Finalnie mężczyzna dźwignął się z ziemi, przy okazji zdając sobie sprawę z obecności niezidentyfikowanego obiektu w jednej z przednich kieszeni.
Wyciągnął pudełeczko tabletek, by następnie zrobić kilka sporych kroków w przód i postawić je obok Josepha. Chłopak zareagował na to gwałtownym uniesieniem głowy a następnie obdarzył mężczyznę niemrawym uśmiechem. Najwyraźniej tylko nie Ethan nie był w swojej szczytowej formie.
- Nie dziwię się że jesteś taki chudy. - Mruknął, Ethan obrzucił go zdziwionym spojrzeniem. - Miałeś jeść, a zamiast tego śpisz. - Dodał z wyrzutem, lewą ręką sięgając po tabletki, by następnie połknąć jedną z nich.
- Mówi to ktoś, kogo ręka jest dwa razy chudsza od mojej. - Z ust starszego wydobył się krótkotrwały, nieśmiały śmiech. Który po chwili zdusił, znów pokasłując.
- Nie odwracaj kota ogonem. I żadne tam dwa razy, zapewniam Cię. - Joseph pokręcił głową z dezaprobatą, nieudolnie próbując ukryć wpływający na jego twarz uśmiech.
Ethan przyklęknął obok niego na jednym kolanie, by następnie złapać jego prawą dłoń i przyłożyć do swojej. Białowłosy wzdrygnął się, obrzucając go pytającym spojrzeniem.
- Dokładnie dwa razy. - Mężczyzna zawadiacko przekrzywił głowę na bok, z zadowoleniem przypatrując się zmieszanej ekspresji malującej się na twarzy chłopaka.
- Nie dyskutuj i po prostu idź zjeść. - Joseph odwrócił głowę na bok, unikając wzroku Ethana.
Jednak zamiast tego starszy delikatnie zacisnął palce na jego ręce, zamykając jego dłoń w uścisku. Młodszy, zdziwiony znów wlepił w niego swoje ciemne oczy.
- Wiem, że Cię wczoraj przestraszyłem. Szczerze? Sam jestem sobą przerażony. - Głos Ethana zadrżał, zacisnął dłoń mocniej na ręce chłopaka. - Rozumiem, jeśli chcesz uciec jak najdalej ode mnie. A ja oszaleję, jeśli zostanę tutaj dłużej. - Przez chwilę obserwował, jak Joseph ciężko przełyka ślinę, jak otwiera usta przygotowując się do odpowiedzi. - Jednak nie obraziłbym się, gdybyś wrócił ze mną do domu. - Spróbował otoczyć wszystko przyjacielskim uśmiechem, by choć sprawiać jakieś pozory. Joseph zamknął usta wpatrując się w niego jakby z żalem.
Niespodziewanie, palce młodszego zacisnęły się na jego dłoni. Joseph przeniósł wzrok na ich uścisk, uśmiechając się lekko. - Ze wszystkich rzeczy na świecie, Ciebie boję się najmniej. - Zaśmiał się uroczo. Serce Ethana nigdy nie było tak miękkie, jak w tamtym momencie.
- Więc chodźmy!- Starszy ożywiwszy się, poderwał się do góry. Przypadkowo pociągnął za sobą również Josepha. W odpowiedzi ten szarpnął jego dłonią w swoją stronę.
- Pójdziemy, kiedy zjesz. - Oznajmił, zapierając się nogami w nadziei, że starszemu nie przyjdzie jednak do głowy pociągnąć go za sobą po raz kolejny. Ethan przewrócił oczami, puszczając dłoń młodszego. Następnie rozpiął swój plecak, by przysiąść na podłodze z kanapką w ręce. Konsumując wpatrywał się w Josepha, niczym dziecko zmuszane do jedzenia warzyw.
- Jest aż taka zła? - Zagadał młodszy, najwidoczniej dogłębnie poruszony jego niedolą.
- To miejsce odebrało jej cały smak. Jeśli w ogóle jakiś miała. - Stwierdził Ethan, szybko przełykając kolejny kawałek strawy. Joseph spojrzał na niego, następnie na krajobraz przed nimi.
- Masz rację. Ma w sobie coś takiego... - Młodszy przez chwilę wpatrywał się w dal.
- Kogoś. - Prychnął mężczyzna, podnosząc się z ziemi i zgarniając przy okazji swój plecak. - Wynośmy się stąd.
- Idę. - Mruknął chłopak, jeszcze przez chwilę usilnie dopatrując się czegoś w dali. W końcu obaj z bronią w rękach opuścili budynek, zagłębiając się w las, który miał być im traktem przez całą wędrówkę.
Po około czterech godzinach marszu, wliczając przerwy na złapanie tchu dotarli do bram miasta. Ethan przystanął, przez chwilę przerzucając graty w swoim plecaku.
- Czego szukasz? - Zapytał Joseph, przystając obok. W końcu starszy wyjął z niego czerwony skrawek materiału, który okazał się opaską lidera. Założył ją na ramię, by po chwili ruszyć dalej. - Czekaj czekaj. - Młodszy pociągnął go do tyłu za rękaw kurtki. - Nie mówiłeś, że jesteś liderem.
- Przeszkadza Ci to? - Starszy poprawił kurtkę na ramionach, nieco zdziwiony.
- Zwyczajnie się nie spodziewałem. - Ethan uniósł pytająco jedną brew do góry.
- Może nie wyglądam, ale trzymam ten grajdołek w kupie. - Zaśmiał się, z daleka dając strażnikom znać o swoim przybyciu. Po kilku minutach zostali sprawdzeni, następnie przeszli przez bramę. Ethan w końcu uspokoił nerwy, czując, że stąpa po znajomym gruncie. Kątem oka obserwował Josepha, który co chwilę odchodził by się czemuś przyjrzeć.
Zatrzymali się przy jednym z bloków, po czym Ethan poprowadził Josepha do ostatniego mieszkania na najwyższym piętrze. Po odnalezieniu kluczy w plecaku, otworzył przed nim drzwi mieszkania, gestem zapraszając go do środka.


<Joseph? *^* >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy