17 sierpnia 2017

Od Joseph'a CD Ethan'a

Wolnym, dość niepewnym krokiem białowłosy wszedł do wnętrza mieszkania. Pomieszczenie, w którym się znajdował nie wyglądało najlepiej. W większości było puste, nie licząc wąskiej garderoby i dawno zwiędłego już kwiatka w rogu pomieszczenia. Od prawej strony, metr dalej za ścianą znajdował się główny pokój, serce tego mieszkania.
Które było już martwe.
W mniej lub bardziej tego słowa dosłownym znaczeniu, bo gdy tylko Joseph ujrzał nieład i chaos panujący w środku, w pośpiechu zrzucił plecak ze swoich ramion desperacko czegoś w nim szukając. Po chwili wyjął z niego ochronną maseczkę na twarz i parę rękawiczek, a następnie ponownie zarzucił plecak na plecy, wyraźnie obawiając się położenia go gdziekolwiek na ziemi zważając na walające się wszędzie kłębki kurzu (o ile naprawdę był to kurz, a nie nowo powstały gatunek dzikiego zwierzęcia). - Jesteś pewien, że tu mieszkasz? - jego głos nie był do końca wyraźny przez maseczkę, która dokładnie zakrywała jego usta i nos. Ethan stojąc jeszcze w progu tylko spoglądał na niego pytająco nie bardzo wiedząc co ten ma na myśli - Wciąż nie rozumiesz? - pytał zdziwiony - Oddałeś życie tych niewinnych roślin w zamian za hodowlę potworów? - wskazał palcem na doniczki ze zwiędłymi kwiatami, których w żaden sposób już nie dało się odratować - Miejmy tylko nadzieję, że i one nie powstaną i nie zaczną nas zjadać… - westchnął rozglądając się wokół siebie, a następnie znów kierując swój wzrok w stronę strasznego - Czas sprzątnąć ten burdel…
- Hę?! - oburzył się - Czy ty kiedykolwiek byłeś chociaż w burd-
- Lepiej zamilcz i powiedz mi, gdzie znajdę coś, czym wytępię ten brud. - przerwał mu podchodząc do małego stolika ustawionego na środku pokoju, na którym leżało pudełko po pizzy. Niepewnie zbliżył się do niego i szybkim ruchem otworzył karton. Odetchnął z ulgą, gdy wnętrze okazało się puste, a ze środka nie wybiegł kawałek pizzy, któremu zdążyły wyrosnąć nóżki.
- Wszystkie środki czystości są w łazience.
- Więc mi je przynieś. Łazienka jest ostatnim miejscem, w którym chciałbym się teraz znaleźć… - ostatnie słowa szepnął już do siebie. Chwilę później w pokoju pojawił się Ethan, w rękach trzymając wiadro z wodą, mop, a także masę różnych płynów. Joseph czym prędzej zabrał się do roboty nie mogąc dłużej patrzeć na bałagan ogarniający mieszkanie, jedyne miejsce, w którym naprawdę mógł się czuć jakkolwiek bezpiecznie.
Ethan z początku siedział bezczynnie na garderobie i obserwował młodszego, który był bardziej zmotywowany do sprzątania aniżeli do walki o swoje życie. Wkrótce jednak zaczął sprawdzać elektryczność w mieszkaniu, i tak jak się spodziewał, przez jego dłuższą nieobecność w jego mieszkaniu znów jej brakowało. Na krótką chwilę wyszedł z mieszkania, czego Joseph oczywiście nie zauważył będąc zbyt pochłoniętym doszukiwaniem się kanapy spod sterty kurzu i śmieci, a następnie otworzył małą skrzyneczkę na klatce schodowej, w której zaczął coś montować. Kilka minut później znów wrócił do mieszkania, w którym zawitało światło.
Woda i kanalizacja nie były za to takim problem jak energia. Prawie, bo najczystsza ona z pewnością nie była, w końcu nie było już ludzi, którzy mogliby pomagać w jej filtrowaniu. Pomimo tego woda, która była im dostarczana, nie była też najgorsza. Naście lat temu, ludzie będący przerażeni przyszłościową wizją jej nagłego braku lub strucia, w końcu zaczęli stosować bardziej radykalne zasady jej oszczędzania, jak i filtry, które były umieszczane w niemal każdym możliwym miejscu, dzięki czemu woda zaraz po jej wykorzystaniu stawała się oczyszczona w 80%.

Minęło kilka godzin zanim Joseph zdążył uporać się z bałaganem w salonie, kuchni jak i łazience, która o dziwo nie była w takim złym stanie w jakim wcześniej przypuszczał. Już chciał z satysfakcją powiedzieć, że jego praca skończona, gdy jego oczom rzuciły się zamknięte drzwi w przedpokoju. Czyżby był tak zatracony w swoim zajęciu, że nawet ich nie zauważył...? Podszedł bliżej, delikatnie naciskając na klamkę, a jego oczom ukazał się kolejny, bardzo mały pokój, którego stan był jeszcze gorszy niż całe mieszkanie razem wzięte. - MAM TEGO JUŻ SERDECZNIE DOŚĆ. - podniósł głos ze zdenerwowania ściągając parę rękawiczek i maseczkę z twarzy następnie rzucając je na podłogę - Ty, zajmiesz się wypucowaniem tego pokoju na błysk, a ja w tym czasie przewietrzę się na balkonie. - powiedział z wyrzutem wręczając chłopakowi do ręki mopa.
- Nie kazałem ci tu sprzątać więc nie rozumiem czemu… - zaczął się tłumaczyć chcąc uniknąć obowiązku, co Joseph szybko mu przerwał.
- HALO, nie widzisz co się tu dzieje? Jedzenie przyrosło do stolika, stworzyli jedną, pieprzoną syntezę! Zajmij się tym, albo siłą wyrwę ci tabletki i więcej mnie już nie zobaczysz! - dodał, choć zaraz po wypowiedzeniu swoich słów zaczął się zastanawiać czy aby na pewno miały one sens. W końcu skąd mógł wiedzieć, że Ethan’owi jakkolwiek na nim zależało? Nawet jeśli mówił, że nie pozwoli mu podróżować samemu, skąd mógł wiedzieć, że w ciągu ostatnich kilku dni nie zmienił zdania? Stał kilka kroków dalej od starszego oczekując od niego jakiejś reakcji. Była to tylko i wyłącznie krótka chwila, lecz sekundy mijające w oczekiwaniu na jakiś znak, zdawały się trwać w nieskończoność. W końcu Ethan sięgnął za wiadro z wodą i bez słowa zniknął za drzwiami sypialni. Natomiast Joseph udał się na balkon, na którym postanowił spędzić tyle czasu, ile starszy będzie potrzebował na ogarnięcie ostatniej części mieszkania.

I w ten właśnie sposób nastała noc. Pół dnia zajęło dotarcie do mieszkania, a kolejne pół na doprowadzenie go do porządku. Joseph przyglądał się gwiazdom, których jeszcze nigdy nie było tak wiele. Odkąd uliczne latarnie zgasły, a prąd dostarczany do miasta zagarnęło dla siebie wojsko, gwiazdy pierwszy raz były tak wyraźne. Siedział opierając się o ścianę na małym balkonie, który mimo wszystko był nieco większy od przeciętnego, blokowego balkoniku, i to na tyle, że bez problemu mogły się na nim położyć dwie, może nawet trzy osoby. Jego ciało było chłodne, wraz z upływem godzin temperatura coraz bardziej spadała, a zimny wiatr przybierał nieco na sile. Mimo tego on nadal tam siedział szukając gwiazdozbiorów i myśląc o wszystkim tym, co do tej pory go spotkało. Bądź to on spotkał to wszystko. Zawsze działał na własną rękę. A teraz? Teraz już nie był sam. Sam do końca nie był pewien, czy był w stanie zaufać Ethan’owi, jednak podświadomie wiedział, że już to robi, że w pełni mu się oddał i nieustannie na niego liczy. Znowu na ocalenie nie liczył wcale. W głębi serca współczuł tym, którzy wciąż oczekują na pomoc ze strony wojska, które zamiast pomagać ludziom, tak naprawdę ich wykorzystuje - rabuje, torturuje i zabija. Wojsko działało na własną korzyść. Nie należy na nich czekać. Małe osiedle, w którym właśnie przebywali, mogłoby stać się idealnym celem dla władz państwowych, znów dla tutejszych z pewnością byłaby to największa strata. Całe szczęście, że ten teren nie został jeszcze przez nikogo odkryty. Chyba.
Niespodziewanie szklane drzwi na balkon otworzyły się, a oczom chłopaka ukazał się Ethan, który przysiadł się tuż obok niego. - Przepraszam, trochę przesadziłem. - powiedział od razu Joseph, widząc zmęczenie na twarzy Ethan’a - Epidemia, koniec świata i te sprawy, ale nie chciałbym umrzeć od zarazków.
- Od zarazków się nie umiera, Joseph. - młodszy rzucił mu pogardliwe spojrzenie - A bynajmniej nie od razu. - dodał po chwili.
- Mhm. - mruknął młodszy znów spoglądając w górę. Nagle zbliżył się do starszego układając głowę na jego ramieniu i uniósł dłoń w górę, palcem wskazując na wybraną konstelacje - Hej, widzisz? To skorpion. - powiedział wskazując kolejno na kilkanaście, wyraźnie wyróżniających się gwiazd.
- Meh, równie dobrze mogę powiedzieć, że tam jest koziorożec. - wskazał na przypadkowe zbiór gwiazd, których tej nocy były naprawdę wiele.
- To nie ta pora na koziorożca. - westchnął ze zmarnowaniem następnie delikatnie kładąc swoją dłoń na udzie starszego.
- Za to widzę, że ty się na tym znasz.
- Chyba tak mogę powiedzieć. - spuścił wzrok kontynuując - Gdy byłem mały, razem z babcią zawsze siedzieliśmy w jej domu na tarasie i wszystko mi pokazywała. Dosłownie wszystko. Czy były to gwiazdy, czy wspaniałe widoki... nauczyła mnie też koreańskiego. Kiedy się przeprowadziłem, nie znałem ani słowa. Wiesz, byłem dzieckiem więc powinienem był szybko opanować język, jednak miałem z tym naprawdę duży problem. I tak naprawdę nadal mam. Gdy zacząłem studia, poznałem kogoś. Kogoś, kto podobnie jak ja uwielbiał patrzeć w gwiazdy. Kompletnie się na tym nie znał, ale podobnie jak mnie, zawsze go to uspokajało. Cały czas o nim myślę, choć nawet nie pamiętam jego imienia i twarzy. Brakuje mi go, tak samo jak brakuje mi wspólnego trzymania za rękę, czyichś ciepłych ramion i czułości... - chłodny powiew wiatru znów ogarnął jego skórę, na co Joseph mimowolnie skulił się zaciskając dłoń na nodze starszego - Naprawdę... nienawidzę tego świata. - dodał ze smutnym uśmiechem.


< Ethan? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy