Weszłam na dach jednego z opuszczonych budynków. Wokół panowała
całkowita cisza, przerywana tylko przez wiatr. Odetchnęłam głęboko i
zaczesałam włosy za ucho. Usiadłam na krawędzi budynku. Spojrzałam w dół
na opustoszałą ulicę i przypomniały mi się stare dobre czasy. Zmieniłam
pozycję, teraz leżałam na murku. Założyłam ręce za głowę, aby wygodniej
mi się leżało. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. To dzisiaj
dołączyłam do drużyny wilków. Zaczęłam nowy rozdział życia, przeszłość
została już daleko za mną. Przeszłość bywała różna. Początek był
kolorowy. Miałam cudowną rodzinę. Kochających rodziców i wspaniały dom
na przedmieściach. Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Pamiętam ten
dzień aż za dobrze. Mimo tego, że miałam trzy lata. Tata przyszedł do
domu cały zapłakany z jakimś zawiniątkiem na rękach. Wiedziałam co to, a
raczej kto. To był Oscar, mój młodszy brat. Zadawałam pytania o matkę i
co się stało. Ojciec nie odpowiadał, zamknął się w sypialni i nie
wychodził. Niemowlak zaczął płakać, a ja nie miałam pojęcia co robić.
Wzięłam braciszka na ręce i poszłam do sąsiadki. Od tego dnia kobieta
się nami zajmowała. W międzyczasie dowiedziałam się, że matka zmarła
podczas porodu. Początkowo nienawidziłam Oscara za to, że zabił moją
matkę. Szybko jednak mu wybaczyłam. Ponieważ został mi tylko on na tym
świecie, a poza tym to nie jego wina. Ojciec zaczął pić i ćpać. Rzucił
pracę, sprzedał wszystko, co mieliśmy. Kiedy miałam dziesięć lat zmarła
nasza sąsiadka, my wylądowaliśmy w domu dziecka, a tata na ulicy.
Pilnowałam brata jak oka w głowie, a on mnie. Nikt nie chciał jednak
przygarnąć tak dużych dzieci. Byliśmy w tragicznym miejscu. Dobra nie
oszukujmy się, to było piekło na ziemi. Opiekunowi głodzili nas,
zabierali zabawki, a za najdrobniejsze przewinienia były surowe kary.
Zaliczały się do nich bicie, głodzenie tygodniami, zamykanie w klatkach
niczym zwierzęta. To był horror dla dzieci. Jedynym plusem było to, że
nas nie pilnowali. Tak więc każdej nocy razem z Oscarem uciekaliśmy. Tam
poznała znacznie starszego chłopaka, zaprzyjaźniła się z nim. Tygrys,
bo tak się jej przedstawił, uczył mnie jak się bić i nie zginąć w
sierocińcu czy na ulicy. Chłopak nie był trenerem, wszystkiego też
nauczył się z tego samego miejsca co ja. Tak każdej nocy niezależnie od
pogody ćwiczyłam aż do upadłego. Dwa lata później zatrudnili mnie jako
sprzątaczkę w nocnym klubie. Płacili mi tak marnie, że nawet uciec nie
mogliśmy. Przez następny rok pod osłoną nocy wymykałam się z Oscarem na
treningi, później biegłam do pracy, aby sprzątać kible, a nad ranem
wracaliśmy. Po tym czasie Tygrys zaproponował mi, abym zaczęła ćwiczyć u
jego kuzyna w klubie. Od razu przyjęłam propozycję. Nie potrafiłam
podjąć decyzji o wyborze zajęć. Tak więc chodziłam na hapkido i
capoeire. Tygodnie mijały, a ja byłam coraz silniejsza i sprawniejsza.
Już w wieku szesnastu lat byłam w stanie obronić się przed dorosłym
mężczyzną. Zalazłam lepszą pracę i w końcu zaczęło nam starczać na
jakieś drobne wydatki. Wtedy postanowiliśmy uciec. Spakowaliśmy swoje
rzeczy i zniknęliśmy. Trafiliśmy na ulicę, ale tam było znacznie lepiej
niż w domu dziecka. Zamieszkaliśmy w opuszczonym domu, gdzie nie było
ani wody, ani światła. Jednak mieliśmy siebie nawzajem. Rok po tym
wybuchła epidemia. Ludzie zaczęli panikować, tak samo, jak my. Zaczęły
powstawać gangi. Bez namysłu dołączyliśmy. W końcu w grupie prędzej
przeżyjemy niż osobno. Ludzie ginęli masowo. Zaczęło braknąć
wszystkiego. Pewnego dnia wybraliśmy się na poszukiwanie pożywienia.
Pech chciał, że wroga grupa zaplanowała to samo. Każdy chciał zagarnąć
wszystko dla siebie. Kto strzelił pierwszy? Tego sama nie wiem. Kule
latały wszędzie. Raniąc i zabijając ludzi jak zwykłe zwierzęta. Z obu
gangów zostały trzy osoby. Ja, Oscar i jakiś obcy z przeciwnego. Naboje
się skończyły. Wróg zaatakował Młodego. Obciął mu głowę kataną. Cios był
szybki i niespodziewany. Wszystko pamiętam, czuję jakby ten dzień
wydarzył się wczoraj. Jak jego ciało osuwa się bezwładnie, a głowa
ląduje obok. Łzy napłynęły mi do oczu, szepnęłam cicho jego imię. Wtedy
coś mnie zamroczyło. Nie czułam już nic z wyjątkiem nienawiści. Pamiętam
tylko, kiedy wyciągnęłam nóż, a następnie jak stałam cała umazana we
krwi nad ciałem mężczyzny. Nóż miał wbity prosto w krocze, a brzuch
rozpruty niczym wypatroszone zwierzę. Czaszka pękła na pół i rozcięła
skórę, przez którą wypłynął mózg. Zabrałam ciało mojego braciszka.
Pochowałam go za miastem. Sama odeszłam. Nie mogłam dalej żyć w mieście,
w którym życie straciła osoba, którą najbardziej kochałam. Nie wiem,
jakim cudem przeżyłam sama te trzy lata. Jednak nigdy nie zapomnę tych
wszystkich ludzi, którzy zginęli z mojej ręki przez ten czas. Teraz
trafiłam tutaj, co się stanie ze mną dalej? Tego nie wiem i nie chcę na
razie o tym myśleć. Pogodziłam się z przeszłością, muszę żyć teraz i
tutaj już tylko dla siebie. Zacisnęłam mocniej oczy i po kilku sekundach
je otworzyłam. Zaczynało się robić późne popołudnie. Podniosłam się do
pozycji siedzącej. Kolejny podmuch wiatru rozwiał moje włosy. Szybko je
poprawiłam i wstałam. Nagle drzwi się uchyliły. Błyskawicznie
wyciągnęłam zza paska szortów nóż i doskoczyłam do nich. Schowałam się i
odczekałam chwilę. Nieznajomy wszedł na dach. Zaszłam go od tyłu.
Nieznajomym okazał się żywy mężczyzna. - Czego tutaj szukasz? -
Rzuciłam. - Mógłbym zapytać o to samo. - Zatrzymał się i lekko odwrócił
głowę w moim kierunku. - Zapytałam pierwsza. - Uśmiechnęłam się
zaczepnie. Nie bałam się go. Zresztą ja się niczego nie boję...
Nieznajomy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz