10 sierpnia 2017

Od Hany

Weszłam na dach jednego z opuszczonych budynków. Wokół panowała całkowita cisza, przerywana tylko przez wiatr. Odetchnęłam głęboko i zaczesałam włosy za ucho. Usiadłam na krawędzi budynku. Spojrzałam w dół na opustoszałą ulicę i przypomniały mi się stare dobre czasy. Zmieniłam pozycję, teraz leżałam na murku. Założyłam ręce za głowę, aby wygodniej mi się leżało. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. To dzisiaj dołączyłam do drużyny wilków. Zaczęłam nowy rozdział życia, przeszłość została już daleko za mną. Przeszłość bywała różna. Początek był kolorowy. Miałam cudowną rodzinę. Kochających rodziców i wspaniały dom na przedmieściach. Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Pamiętam ten dzień aż za dobrze. Mimo tego, że miałam trzy lata. Tata przyszedł do domu cały zapłakany z jakimś zawiniątkiem na rękach. Wiedziałam co to, a raczej kto. To był Oscar, mój młodszy brat. Zadawałam pytania o matkę i co się stało. Ojciec nie odpowiadał, zamknął się w sypialni i nie wychodził. Niemowlak zaczął płakać, a ja nie miałam pojęcia co robić. Wzięłam braciszka na ręce i poszłam do sąsiadki. Od tego dnia kobieta się nami zajmowała. W międzyczasie dowiedziałam się, że matka zmarła podczas porodu. Początkowo nienawidziłam Oscara za to, że zabił moją matkę. Szybko jednak mu wybaczyłam. Ponieważ został mi tylko on na tym świecie, a poza tym to nie jego wina. Ojciec zaczął pić i ćpać. Rzucił pracę, sprzedał wszystko, co mieliśmy. Kiedy miałam dziesięć lat zmarła nasza sąsiadka, my wylądowaliśmy w domu dziecka, a tata na ulicy. Pilnowałam brata jak oka w głowie, a on mnie. Nikt nie chciał jednak przygarnąć tak dużych dzieci. Byliśmy w tragicznym miejscu. Dobra nie oszukujmy się, to było piekło na ziemi. Opiekunowi głodzili nas, zabierali zabawki, a za najdrobniejsze przewinienia były surowe kary. Zaliczały się do nich bicie, głodzenie tygodniami, zamykanie w klatkach niczym zwierzęta. To był horror dla dzieci. Jedynym plusem było to, że nas nie pilnowali. Tak więc każdej nocy razem z Oscarem uciekaliśmy. Tam poznała znacznie starszego chłopaka, zaprzyjaźniła się z nim. Tygrys, bo tak się jej przedstawił, uczył mnie jak się bić i nie zginąć w sierocińcu czy na ulicy. Chłopak nie był trenerem, wszystkiego też nauczył się z tego samego miejsca co ja. Tak każdej nocy niezależnie od pogody ćwiczyłam aż do upadłego. Dwa lata później zatrudnili mnie jako sprzątaczkę w nocnym klubie. Płacili mi tak marnie, że nawet uciec nie mogliśmy. Przez następny rok pod osłoną nocy wymykałam się z Oscarem na treningi, później biegłam do pracy, aby sprzątać kible, a nad ranem wracaliśmy. Po tym czasie Tygrys zaproponował mi, abym zaczęła ćwiczyć u jego kuzyna w klubie. Od razu przyjęłam propozycję. Nie potrafiłam podjąć decyzji o wyborze zajęć. Tak więc chodziłam na hapkido i capoeire. Tygodnie mijały, a ja byłam coraz silniejsza i sprawniejsza. Już w wieku szesnastu lat byłam w stanie obronić się przed dorosłym mężczyzną. Zalazłam lepszą pracę i w końcu zaczęło nam starczać na jakieś drobne wydatki. Wtedy postanowiliśmy uciec. Spakowaliśmy swoje rzeczy i zniknęliśmy. Trafiliśmy na ulicę, ale tam było znacznie lepiej niż w domu dziecka. Zamieszkaliśmy w opuszczonym domu, gdzie nie było ani wody, ani światła. Jednak mieliśmy siebie nawzajem. Rok po tym wybuchła epidemia. Ludzie zaczęli panikować, tak samo, jak my. Zaczęły powstawać gangi. Bez namysłu dołączyliśmy. W końcu w grupie prędzej przeżyjemy niż osobno. Ludzie ginęli masowo. Zaczęło braknąć wszystkiego. Pewnego dnia wybraliśmy się na poszukiwanie pożywienia. Pech chciał, że wroga grupa zaplanowała to samo. Każdy chciał zagarnąć wszystko dla siebie. Kto strzelił pierwszy? Tego sama nie wiem. Kule latały wszędzie. Raniąc i zabijając ludzi jak zwykłe zwierzęta. Z obu gangów zostały trzy osoby. Ja, Oscar i jakiś obcy z przeciwnego. Naboje się skończyły. Wróg zaatakował Młodego. Obciął mu głowę kataną. Cios był szybki i niespodziewany. Wszystko pamiętam, czuję jakby ten dzień wydarzył się wczoraj. Jak jego ciało osuwa się bezwładnie, a głowa ląduje obok. Łzy napłynęły mi do oczu, szepnęłam cicho jego imię. Wtedy coś mnie zamroczyło. Nie czułam już nic z wyjątkiem nienawiści. Pamiętam tylko, kiedy wyciągnęłam nóż, a następnie jak stałam cała umazana we krwi nad ciałem mężczyzny. Nóż miał wbity prosto w krocze, a brzuch rozpruty niczym wypatroszone zwierzę. Czaszka pękła na pół i rozcięła skórę, przez którą wypłynął mózg. Zabrałam ciało mojego braciszka. Pochowałam go za miastem. Sama odeszłam. Nie mogłam dalej żyć w mieście, w którym życie straciła osoba, którą najbardziej kochałam. Nie wiem, jakim cudem przeżyłam sama te trzy lata. Jednak nigdy nie zapomnę tych wszystkich ludzi, którzy zginęli z mojej ręki przez ten czas. Teraz trafiłam tutaj, co się stanie ze mną dalej? Tego nie wiem i nie chcę na razie o tym myśleć. Pogodziłam się z przeszłością, muszę żyć teraz i tutaj już tylko dla siebie. Zacisnęłam mocniej oczy i po kilku sekundach je otworzyłam. Zaczynało się robić późne popołudnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Kolejny podmuch wiatru rozwiał moje włosy. Szybko je poprawiłam i wstałam. Nagle drzwi się uchyliły. Błyskawicznie wyciągnęłam zza paska szortów nóż i doskoczyłam do nich. Schowałam się i odczekałam chwilę. Nieznajomy wszedł na dach. Zaszłam go od tyłu. Nieznajomym okazał się żywy mężczyzna. - Czego tutaj szukasz? - Rzuciłam. - Mógłbym zapytać o to samo. - Zatrzymał się i lekko odwrócił głowę w moim kierunku. - Zapytałam pierwsza. - Uśmiechnęłam się zaczepnie. Nie bałam się go. Zresztą ja się niczego nie boję...

Nieznajomy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy