8 sierpnia 2017

Od Evan'a CD Ayako

Zapadła niezręczna cisza. Czułem się jakbym palnął coś niewyobrażalnie głupiego. Odczekaliśmy aż John wróci z obiecaną łopatą, gdy był w zasięgu wzroku podbiegłem doń i odbierając szpadel kazałem mu odejść. Chłopak przygotował się do wyruszenia w drogę, na obydwu ramionach miał przewieszone plecaki. Ostrożnie złapał dziewczynę za nogi, drugą ręką podparł jej plecy i uniósł do góry. Dłoń martwej opadła bezwładnie w dół. Podszedłem bliżej, aby położyć ją na brzuch.
- Dasz radę? Do parku jest niemały kawałek. – zapytałem z troską
- Tak. Kiedyś postanowiłem, że o nią zadbam, nawet teraz gdy leży martwa w moich ramionach. – odparł wpatrując się w jej śnieżnobiałą twarz. – Prowadź.
Nie było nic dziwnego w jego zachowaniu, ale jednak cała ta sytuacja przypierała do muru. Przytłoczony żałobną atmosferą jedynie kiwnąłem głową i zacząłem iść w kierunku parku. Idąc kątem oka widziałem, że chłopak ciężko oddycha. Nie był wystarczająco silny, aby nieść taki ciężar przez całą drogę i nie mówię tylko o dziewczynie, czuł się zapewne zniechęcony do życia, jego bliska osoba odeszła z tego świata, i to on musiał ją zabić. Ta apokalipsa zjebała mu całe życie, mógł być teraz z rodziną, grać ze znajomymi… uśmiechać się… Ale nie. Musiał wieść te nędzne życie pozbawione smaku radości, teraz o już w ogóle przepełnione goryczą. W sumie nie tylko on, wszyscy borykają się z podobnymi problemami. Zagubiony w swoich myślach nie usłyszałem jak Ayako mnie woła, dopiero po chwili się ocknąłem.
- Evan… Daleko jeszcze…? – zapytał, a po jego policzkach powoli spływały strużki potu. Szedłem zdecydowanie za szybko.
- Ah, przepraszam. To już za tym murkiem, widzisz te drzewa? – wskazałem na wielkie korony dębów i wierzb. Chłopak uniósł lekko głowę.


<Ayako?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy