Kiedy wróciłem dziewczyna spała na sofie.
Zastanowiłem się chwilę co z nią zrobić, aż w końcu sięgnąłem stary kocyk z
szafy i nakryłem ją nim. Przewróciła się na drugi bok zaciągając na twarz
materiał. Taka robota nie jest dla kogoś, kto tylko ugania się za zombie.
Obowiązki lidera potrafią być przytłaczające, ale czasem udaje się znaleźć
wolną chwilę na złapanie oddechu. Zapaliłem lampkę na biurku i zabrałem się za
robotę. Powinienem do pierwszej skończyć… Podparłem dłonią brodę i zacząłem
przeglądać papiery. Większość była sprawozdaniami z wypraw do stref
zagrożonych, nie tylko z drużyny kruków. Ci, którym udało się przetrwać pisali
o pomoc, o schronienie, ale trudno było uwierzyć osobie, która poskradała
zmysły. Westchnąłem cicho.
Nie wiem kiedy, ale wygląda na to, że przysnąłem.
We śnie czułem się jak w realnym życiu, z małym detalem… Byłem jak okruszek,
malutki człowieczek na biurku pośród ogromnych stosów papierów. Spoglądając w
górę miałem wrażenie, że nie mają one końca. Nagle „ziemia” pod nogami
zadrgała, dla mnie było to jak trzęsienie. Straciłem równowagę i upadłem na
kolana. Podtrzymując się rękoma podłoża rozejrzałem się na boki. Stosy…
Niebezpiecznie chwiały się… Zaraz spadną… Przygniotą mnie… Czułem jakby serce
miało mi wyskoczyć z piersi, słyszałem je wyraźnie, zbyt wyraźnie. Nierówny
oddech sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Złapałem się za bluzkę próbując
się uspokoić, ale co mi po tym, jeżeli za chwilę zginę. Odepchnąłem się rękoma
i usiadłem. Kartki powoli spadały. Patrzałem jak powolnie opadały, koniec jest
tak bliski, a jednak tak daleki… Zamknąłem oczy oczekując na śmierć.
Otworzyłem sine oczy. Na mojej głowie było
pełno kartek, karteczek i karteluszek. Podniosłem głowę. Auć. Niesamowity ból
przeszył moją szyję. Pomasowałem obolałe miejsce przysięgając sobie, że już
nigdy nie zasnę na biurku. Tamten sen był tragiczny… Wolę zginąć od zombie,
niżeli być przygniecionym przez papiery. Wstałem, jednocześnie zrzucając
wszystko na ziemię, po czym wyszedłem na dwór nabrać świeżego powietrza.
Wygląda na to, że dopiero świta. Stwierdziłem nie widząc nigdzie słońca tylko
różnokolorowe niebo. Podrapałem się po brodzie. Kiedy miałem odejść moje oczy
zauważyły dwie postacie, niedaleko zniszczonego tira. Przez padający na nie
cień nie potrafiłem stwierdzić czy to wróg czy przyjaciel, więc byłem gotowy na
taktyczną ucieczkę.
<Nieznajomki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz