Poszedł tak szybko, zanim cokolwiek udało mi
się powiedzieć. Apetytu nie miałam, położyłam się i przewróciłam na bok w
stronę okna. Patrzyłam tam i bawiłam się nożem. No może trochę to niebezpieczne,
ale mimo to, lepsze niż sen albo jedzenie. Po dłuższym czasie położyłam się na
plecach i tak leżałam patrząc w sufit. Liczyłam plamy na suficie..
- 125,126,127... nudne zajęcie. Może pójdę
pozwiedzać szpital, cały. W sumie racja. - wstałam odświeżam się, ubrałam,
wzięłam bronie, kilka noży, dodatkowe magazynki oraz miecz. Wyszłam z pokoju i
poszłam w prawo. Po drodze patrzyłam na, każde drzwi czy też zakręty. Była
kostnica, stare laboratorium, pokoje, sale operacyjne. Trochę tak creepy.
Zapuściłam się o wiele głębiej niż to było przewidziane. Byłam w każdym pomieszczeniu,
sprawdzając, czy jest bezpiecznie. Broń miałam blisko, światło było, choć tak
samemu łazić jest ciężko i nudno. Cóż jak już się tego zadania podjęłam trzeba
skorzystać.
Kilka godzin później
Siedziałam i stawiałam sobie pasjansa,
czekając na kolegów do grania. Nudziłam się, ale mimo to siedziałam i czekałam.
Nikt się nie zjawił, wstałam z wygodnego krzesła i wyszłam. Żywej duszy nie
spotkałam. Conor’a, nawet nie widziałam. Trochę to dziwne, skoro są tu ludzie,
to gdzie się wszyscy podziali. Nikt nie przyszedł zagrać, może mają jakąś
naradę czy coś. Poszłam po schodach na dach. Weszłam i siadam na krawędzi,
chciałam przemyśleć skąd się biorą te myśli. Było pusto, gdzieniegdzie słychać
było stęki, choć to może nie należą do zombie.
***
Na dachu byłam długo, siedziałam na nim,
leżałam, chodziłam po krawędzi. Szukałam sobie zajęcia, aby jakieś mieć w
końcu. Znalazłam, zaczęłam rysować nożem po dachu. Gdy byłam w połowie, zeszłam
z budynku i poszłam na tyły. Znalazłam jakieś postacie zombie mogłam je zabić.
- W sumie to mogę pobiegać albo potrenować, no
Ava Ava gadanie do siebie to jest już chore. - poszłam pobiegać do w bliżej
nieokreślonym kierunku.
***
Wróciłam koło 5 rano, akurat jak wchodziłam to
piłam jakiś znaleziony alkohol po drodze. Wpadłam na Conor’a lekko wstawiona.
- Hejka.
- Hej, gdzie byłaś cała noc. - pytanie czy
stwierdzenie
- Biegałam, piłam, chodziłam sobie. Niedaleko
jest plac zabaw, może pójdziemy tam. - napiłam się
- Może innym razem i w dzień, starczy ci picia
już. - Czyżby wielki i potężny Conor się bał. - wzięłam go za rękę i
pociągnęłam w stronę wyjścia.
Śmiał się, ale poszedł.
Kwadrans zajęło nam dojście do placu, było
puste. Poszłam od razu na huśtawkę.
- Dawno się nie huśtałam. - bujałam się wyżej
i wyżej, po czym zeskoczyłam i wylądowałam ładnie na nogach. Podeszłam do Conor’a,
był na karazueli. Dołączyłam się do niego. Byłam laleczką do ułożenia, aby nią
kręcić. Nie przeszkadzało mi to.
Nuciłam piosenkę, jedną z wielu.
***
Siedziałam na zamku i piłam. - Conor to, co
powiesz, w ten poranek. - no słońce już wstawało. Wystukiwałam rytm. - ogólnie
to fajnie, że tu ze mną siedzisz, bo tak samemu to byłoby nudnawo. -
uśmiechnęłam się.
Conor?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz