- Ej Evan, gdzie ta dziewczyna co była tutaj
wcześniej? Chcę rewanż. – powiedział jeden z tutejszych stałych bywalców. Gruby
Steven, taki przydomek mu nadano, wiadomo dlaczego.
- Nie wiem, może wyszła, a może jest u siebie.
– odparłem niezbyt chętnie.
- Łee, nie chce mi się po nią iść… Weź no ją
przyprowadź.
- Nie. – krótko i na temat. Pomimo dalszych
próśb wyszedłem z pomieszczenia bez słowa. Idąc z powrotem do gabinetu
usłyszałem strzały. – Co do… - wymamrotałem i pobiegłem w kierunku dźwięku.
Dochodził z dachu. Wparowałem jak burza, obijając przez przypadek drzwi o
beton. Mój wzrok padł na Avę, która leżała z rozłożoną snajperką na ziemi. Spojrzałem
dalej i zobaczyłem kilka ciał, byli martwi. Kiedy mnie zauważyła na jej twarzy
zagościło lekkie zaskoczenie zmieszane z niesmakiem, złożyła broń i chciała
odejść, lecz ją powstrzymałem. – Dlaczego ich zabiłaś?
- I tak by ich złapali, ukróciłam im jedynie
męki. – odparła i zwinnie mnie wyminęła. W sumie to tylko się schyliła, bo
drogę tarasowała jej moja ręka. Stałem chwilę w milczeniu aż w końcu zszedłem
na dół. Odszukałem jej pokoju.
- To nie był powód, aby ich od razu zabijać.
Może któryś dałby radę przeżyć. – powiedziałem ponownie wparowując jak burza,
lecz tym razem uważałem na drzwi.
- Jesteś dość optymistyczny, prawda? – odparła
bez większego zainteresowania. Większą uwagę skupiała na czyszczeniu broni.
- Wolę żyć optymistycznie niżeli błądzić po
tym świecie z samobójczymi myślami. Nie sądzisz, że posunęłaś się za daleko?
Dobra, nie było pytania, pewnie i tak odpowiesz, że nie lub będziesz milczeć. W
każdym razie teraz trzeba posprzątać bałagan, a ty mi w tym pomożesz. –
powiedziałem stanowczo.
<Ava?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz